Pokazywanie postów oznaczonych etykietą indiana jones. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą indiana jones. Pokaż wszystkie posty

piątek, 5 kwietnia 2013

Kapelusz fedora

W poprzednim wpisie zachęcałem do reanimacji mody na kapelusze, bowiem nie ma bardziej dostojnego nakrycia głowy dla mężczyzny. Dzisiaj przyjrzymy się klasyce, kapeluszowi, który w języku angielskim nazwano by the hat, ponieważ jest najczęściej spotykanym modelem. Chodzi oczywiście o fedorę, która jest pod pewnymi względami najbardziej uniwersalnym kapeluszem.

Dlaczego? Ponieważ pozwala na bardzo indywidualne dopasowanie modelu, a do tego można go założyć do najbardziej luźnej stylizacji, ale również eleganckiej (garnituru, a w pewnych wypadkach moim zdaniem stroju poważniejszego np. bardziej nieformalnej interpretacji strollera).

Proszę poniższe uwagi potraktować jako pewne generalne wytyczne, niekoniecznie bardzo ścisłe. Powinny stanowić inspirację do poszukiwania właściwego kierunku,. Nie są absolutnymi geometrycznymi prawdami o tym, jakiego kapelusza szukać. Stąd proszę pamiętać, że piszemy tu "raczej" i "generalnie" o niektórych obserwacjach, które na pewno mogą zostać podważone. Proszę się w żadnym wypadku ich twardo nie trzymać. Nic nie zastąpi naszej osobistej inwencji.

Fedora powinna być naszym pierwszym kapeluszem. Przy wyborze modelu powinniśmy zwrócić uwagę na wiele szczegółów, które są decydujące dla tego, czy kapelusz będzie do nas pasował, a są nimi poza kolorem kapelusza:

1. Szerokość ronda.

2. Wysokość główki.

3. Stożkowość główki.

4. Szerokość i kontrastowość taśmy.

5. Wielkość i bliskość załamań na główce.

6. Wywinięcie ronda.

7. Asymetria kapelusza (którą częściowo da się osiągnąć np. poprzez przechylenie).

Każda z tych cech ma niebagatelne znaczenie dla dobrania właściwego kapelusza do naszej aparycji, stroju i stylu. Jeśli ktoś nie mógł znaleźć do tej pory kapelusza, w którym czuł się dobrze, to najprawdopodobniej nie rozważył wszystkich opcji i nie uwzględnił faktu rozmaitości kapeluszy typu fedora.

Rozważmy przypadek Franka Sinatry. Oto niemal idealny kapelusz, w którym widziano go najczęściej:


Co jest dobrego w tej Fedorze?

Sinatra miał lekko odstające uszy i był relatywnie niski (170 cm w butach). Rondo jest dostatecznie szerokie, żeby zakryć uszy (ale nie za szerokie dla tak niskiej osoby). Jednocześnie bardzo dobrze, że nie jest wywinięte. Główka jest średniej wielkości (ani za duża, ani zbyt mała, co generalnie wskazane dla panów niskiego wzrostu). Z niewielkimi załamaniami przy lekkiej stożkowatości (bardzo dobre przy tak okrągłej twarzy). Kontrastowa i wyraźna taśma dodaje wzrostu. Kapelusz dobrany idealnie. Co ważne u niższych osób, jest noszony dosyć wysoko (tak aby odsłaniać czoło; zazwyczaj najgorsze co może zrobić niski pan, to zakryć kapeluszem całe czoło).

Do tego Frank Sinatra dodawał od siebie charakteru, ponieważ przechylał kapelusz lub odchylał do tyłu. Znakomity to zabieg, gdy chcemy obniżyć formalność stroju i otworzyć się bardziej na otoczenie.

A teraz popatrzmy na dwa inne kapelusze, które założył Sinatra, będące gorszym rozwiązaniem:



Tutaj kapelusz wypada zdecydowanie gorzej. Rondo jest zbyt małe. Główka sprawia zbyt duże wrażenie. Jest to głównie efekt braku stożkowatości i załamań na główce. Do tego taśma jest praktycznie niezauważalna (częściowo z winy zdjęcia). Wszystko to sprawiło, że twarz wygląda dużo "tężej".

Kolejny przykład z przesadzoną taśmą i wysoką główką o małej stożkowatości bez załamań:


Trochę zbyt ekstrawaganckie dla tak niskiego Pana o okrągłej twarzy (choć być może jest to celem). Z drugiej strony to Frank Sinatra, więc to On włada kapeluszem, a nie kapelusz nim...
Przykład Sinatry jest również świetnym dowodem na to, jak dobrze dobrany kapelusz odmładza jego posiadacza (wbrew mitom promowanym w Polsce o tym, że kapelusz postarza).

Rozważmy drugi przykład. Oto Johnny Depp w znakomicie dobranym kapeluszu:


Szczupła trójkątna twarz (efekt wzmocniony przez bródkę). Stożkowata główka z załamaniami i proporcjonalną taśmą w zbliżonym kolorze gra znakomicie.
Świetnie swoją rolę spełnia w takim wypadku asymetria, która tutaj jest osiągnięta nawet bez przechylenia. Pozwala na to miękki materiał kapelusza. Dzięki temu rondo może być częściowo wywinięte (uszy są i tak schowane pod włosami). Kapelusz jest tak idealnie dobrany, że nie przeszkadza kontrast między jego elegancją a resztą nazbyt swawolnego stroju.

A oto i gorsza kreacja kapeluszowa Deppa:


Pomińmy, że kapelusz jest dziurawy... bowiem nawet bez dziury nie wyglądałby korzystnie.
Główka jest po prostu zbyt duża, załamania są zbyt małe, a sam kapelusz jest noszony zbyt nisko.

Podobny błąd jest popełniony przy tej stylizacji, gdzie przy szerokim rondzie stożkowość kapelusza jest zbyt mała:



Oto bardzo podobny kapelusz, ale odrobinę zmieniony:


Zmiana jest przecież drobna, a wywołuje zupełnie inny efekt. Odrobinę węższa główka (ale dalej mała stożkowość). Pozytywny efekt wywołuje przede wszystkim węższe i niewywinięte rondo wraz z bardziej zauważalną taśmą (która optycznie skraca kapelusz). Mimo że kapelusz jest noszony bardzo nisko, to wygląda znacznie lepiej od poprzedniego. Swoje robi elegancka stylizacja (płaszcz, krawat), a także, na co trzeba bardzo zwracać uwagę, długość włosów (i ogolona broda).

Zazwyczaj żeby nosić kapelusz z całkowicie niestożkową główką trzeba być wysokim mężczyzną o bardzo proporcjonalnej twarzy, do której pasuje praktycznie każdy kapelusz:



Tu główka jest nieproporcjonalnie wysoka (w późniejszych częściach "Indiany Jonesa" kapelusz jest dużo mniej odważny i bardziej konserwatywny), ale efekt zostaje złagodzony mocnymi załamaniami na górze, które są do siebie bardzo zbliżone. Choć i tak jest bardzo ekstrawagancki. W drugiej części przygód archeologa kapelusz złagodzono poprzez zmniejszenie główki i delikatne zwiększenie stożkowatości:



Taki kapelusz jest daleko bardziej proporcjonalny i będzie bardziej pasował do większości twarzy. Choć jest mniej charakterystyczny, co dla fanów pewnego archeologa może się wydać nie bez znaczenia.

Oczywiście bardzo ważny w wypadku kapelusza jest jego kolor. Brązowy raczej kojarzy się z zestawami nieformalnymi. Czasami sama zmiana koloru potrafi znacznie zmienić przeznaczenie kapelusza. Oto Indiana Jones w szarym kapeluszu w pierwszej części przygód, który ma tę samą budowę co jego brązowy odpowiednik:



Bardzo dobrze pasuje do zestawów garniturowych, choć nadal (ze względu na główkę) ma w sobie dozę ekstrawagancji.

Spójrzmy teraz na negatywny przykład kapelusza, niejakiego von Smallhausena ze znanego brytyjskiego serialu:


Trudno chyba o więcej błędów popełnionych przy takiej posturze. Kapelusz jest zbyt stożkowy, nie ma załamań i ma zdecydowanie za szerokie rondo. Wywołuje to (zapewne zamierzony) efekt komiczny. Dużo właściwszy byłby tutaj kapelusz w stylu Franka Sinatry.

Spójrzmy na kolejny, ale udany przykład:


Wbrew pozorom proporcjonalnie mniejsze kapelusze lepiej pasują Panom wysokim i o szerokich barkach. Mogą sobie również bardziej pozwolić na ich obsunięcie na czoło. Dlatego dobrze w takim kapeluszu wygląda Don Draper, szczególnie, że pasuje do wąskiego krawata i wąskich klap (choć moim zdaniem kapelusz jest mimo wszystko odrobinę zbyt nisko osadzony):


Na koniec jeszcze jeden przykład, Brata Pitta. Nieudana stylizacja ze względu na dużą stożkowość wysokiej główki i wąskie rondo:



A wiemy, że Brad Pitt potrafi lepiej:



W niniejszym wpisie nie rozstrzygniemy, który dokładnie kapelusz założyć do jakiej twarzy. Natomiast ważne jest, żeby wiedzieć, na co szczególnie należy zwrócić uwagę. Pamiętając o powyższych 7 punktach, będzie dużo łatwiej odnaleźć właściwy model i zacząć przygodę z kapeluszami.

Trzeba próbować, próbować i raz jeszcze próbować. Nikt tego za nas nie zrobi. Trzeba założyć na głowę kilkadziesiąt różnych kapeluszy i dokonywać oceny (samemu i z czyjąś pomocą). Tylko wtedy będziemy mogli odnaleźć pożądany dla nas model. A ponieważ fedora może być bardzo zindywidualizowana, to naprawdę warto. Inne kapelusze, takie jak melonik, cylinder, homburg, to kapelusze, które wymagają od nas podporządkowania. Są trochę jak uniformy - w sumie nic dziwnego, ponieważ są na bardziej formalne okazje. Możemy je dostosować w dużo mniejszym stopni aniżeli fedorę.

Kapelusz fedorę można nosić do garnituru, marynarki, swetra, płaszcza, kurtki, a nawet do T-shirta. Trzeba tylko znaleźć odpowiedni model. Kapelusz czyni naszą głowę wizualnie chronioną przez zastępy anielskie. Osoba w kapeluszu otoczona przez ludzi ubranych w czapki i kaszkiety wygląda jak najważniejsza ze wszystkich (łowca nagród, przywódca państwa, książę, detektyw, obszarnik etc.). Wprawdzie dopasowanie kapelusza to duże wyzwanie (poważniejsze niż krawata), ale przecież prawdziwy mężczyzna wyzwań się nie boi.

A zatem do dzieła! Niezależnie od tego, co nosimy na co dzień, dobierzmy kapelusz do naszego stroju. Jeśli nie jesteśmy już nastolatkami, możemy zostawić czapeczki z daszkiem za sobą. Nawet jeśli reszta stroju jest jak nastolatka.

I pamiętajmy o etykiecie kapeluszowej. Trzeba wiedzieć, kiedy wypada go zdjąć z głowy.

sobota, 30 marca 2013

Kapelusze na głowę!

Zaczynamy krucjatę kapeluszową. Na blogu pomiędzy innymi wpisami będą pojawiać się te o kapeluszach w rozmaitych wariantach. Po Polsce niestety krąży mit (także wśród osób, które walczą o dobry styl), że kapelusz postarza, albo że jest zbyt starodawny. Będziemy się starali zwalczyć obydwa elementy tego mitu.

Prawda jest taka, że kapelusz to jedyne z gruntu dobrze wyglądające cywilne nakrycie głowy. Wygrywa w cuglach z czapkami, beretami i wszelkiej maści kaszkietami.
Ze względu na swoje rondo wywołuje piękne estetyczne wrażenie. Kapelusz jest symbolem jednostki silnej, niezależnej, której głowa jest chroniona przez magiczną prawie-aureolę. Jest metaforycznie osłaniana przed światem zewnętrznym przez siły potężniejsze niż te ziemskie.
Nie jest to oczywiście tylko poetyckie opowiadanie, ponieważ dobre kapelusze ochronią nas przed mocnym słońcem, wiatrem, deszczem, śniegiem i zimnem.

Osobom, które nie noszą kapeluszy, może się wydawać, że to rekwizyt przestarzały. Na szczęście jeszcze do tego nie doszło. Na szczęście jeszcze nie jest to uważane za tak stary przedmiot jak niektóre inne w męskim stroju. I dobrze, ponieważ teraz jest dobry czas na reanimowanie kapelusza. Nośmy kapelusze nawet do strojów mniej eleganckich, ponieważ dodają naszej głowie wyjątkowego wyglądu.

Oczywiście kapelusz trzeba nosić "z głową". Jego dobranie wcale nie jest trywialne, a powinien pasować do reszty stroju. Dzięki kapeluszowi możemy wyglądać młodziej, żywiej i barwniej.

Jak już pogodzimy się z instytucją kapelusza i zauważymy jego walory, to potem będziemy często widzieć na zewnątrz odkryte głowy jako wizualnie coś niekompletnego.

Na razie na zachętę kilka ujęć dobrych kapeluszy do różnych kreacji. Bowiem kapelusz można nosić zawsze. Nawet jeśli jest się gangsterem:



 Elegantem:


 Agentem uważającym na swoją butonierkę:



 Albo mszczącym się kasiarzem:



 Łowcą wampirów (świetna propozycja dla przedstawicieli sub-kultur):



 Albo sprezzaturowym artystą:


Archeologiem biegającym w błocie:


Albo ze wszech miar indywidualistą:



Nie oszukujmy się. Do każdej kreacji można dobrać interesujący kapelusz. W żadnej z sensownie skomponowanych kapeluszowych kreacji nie będziemy siebie postarzać. Wprost przeciwnie, będziemy wyglądać jak "młody dorosły". W każdej z powyższych kreacji Pan wygląda lepiej w kapeluszu niż bez niego.

Oto przykłady idealnie dobranych kapeluszy - gdy po zdjęciu go z głowy osoba wygląda tak, jakby czegoś nagle w stroju zabrakło. Taki cel powinniśmy chcieć osiągnąć, gdy dobieramy kapelusz do naszego stroju.

czwartek, 21 marca 2013

Kwiatek w butonierce a poszetka (chusteczka)

Nieraz spotkałem się z opinią, iż nie należy łączyć dwóch wspaniałych elementów stroju męskiego: kwiatka w butonierce i poszetki (chusteczki w kieszonce marynarki, czyli w "brustaszy"). Praktycznie każdy dandys wzruszy ramionami na taką "zasadę" i nie będzie się nią przejmował. I rzeczywiście, o ile takiej zasady nie ma, o tyle warto pamiętać, iż jest w niej ziarno prawdy.

Wszystko bowiem zależy od tego na jakie kolory kwiatka i poszetki się zdecydujemy. Nie ma najmniejszych problemów wizualnych, gdy zarówno kwiatek jak i poszetka mają biały kolor, a więc całkowicie neutralny pasujący do każdej kompozycji. Gdy koszula jest na dodatek biała, to trudno o jakikolwiek problem, czego mogą dowieść mistrzowie stroju wieczorowego Tom Ford i Fred Astaire:


 


Obydwa warianty, smoking i frak, pięknie pokazują, że biała poszetka i biały kwiatek w butonierce to bardzo zgrana para. Nie sposób doprowadzić do kłótni pomiędzy nimi, o ile poszetka zna swoje miejsce w szeregu i nie wychodzi zbytnio z kieszonki. Podobnie kwiatek nie powinien być wielkości dużego gniazda. Wtedy nie grozi nam żaden błąd, także Pan Młody może śmiało łączyć kwiatka z poszetką (o ile kwiatek jest w butonierce i nie dziurawi na wylot klapy marynarki).

Gdy odchodzimy od koloru białego, sprawy zaczynają się lekko komplikować. Kompozycja może jednak być udana. Jeśli poszetka pozostaje biała, to musimy zadbać o to, żeby kwiatek pasował do reszty stroju. I odwrotnie również, jeśli kwiatek pozostaje biały, to musimy zadbać o to, żeby poszetka pasowała do reszty stroju.
Oto ładny przykład Freda Astaire z poszetką nie białą i białym kwiatkiem:


Odwrotna kombinacja jest szczególnie często wybierana do smokingu, gdy kwiatek ma kolor czerwony. Oto Indiana Jones z czerwonym kwiatkiem w butonierce:


(Tak, wolelibyśmy, gdyby koszula miała wykładany kołnierz, ale się nie czepiajmy).
Wprawdzie Indiana nie ma poszetki, ale widać że bez większych problemów biała poszetka mogłaby wpasować się w strój.

Na koniec pozostaje wyzwanie największe, czyli zarówno poszetka jak i kwiatek w innym kolorze niż biały. W wypadku stroju wieczorowego, smokingu, taka kombinacja raczej nie będzie udana. Pamiętajmy, że strój wieczorowy ma być kompozycją białoczarną, a akcesoria dodające kolorów nie mogą tego czynić w nadmiarze. Nawet jeśli kwiatek i poszetka byłyby koloru czerwonego, to wydaje się, iż będzie to zbyt duże złamanie wieczorowej monochromatyczności.
Jeśli wybieramy zamiast smokingu garnitur na wieczór, to lepiej również podążać za tą zasadą i nie przesadzać z kolorem (skoro już sam krawat zapewne będzie się bawił kolorami).

A co z pozostałymi przypadkami? Zasadniczo lepiej zdecydować się na białą poszetkę, jeśli chcemy założyć kwiatek innego koloru, lub na biały kwiatek, jeśli chcemy poszetkę w innym kolorze. Sprawia to, że nie przesadzimy z rozmaitością kolorów i wzorów.

Znowuż jednak pamiętajmy, że nie jest to żadna twarda zasada. W wypadku krawatów, koszul i garniturów też lepiej nie przesadzać z wzorami i kolorami, żeby nie wprowadzić efektu kalejdoskopowego, który niewiele ma wspólnego z harmonią. A jednak przecież zdarzają się kompozycje udane, które mieszają wiele kolorów i wzorów. Podobnie w wypadku nie białej poszetki i nie białego kwiatka.

Oto interesująca kreacja Luciano Barbery:


Kwiatek gra z krawatem, a poszetka istnieje w zupełnie innym świecie aniżeli reszta stroju.
Można nawet odnieść wrażenie, że biała poszetka zamiast tej na zdjęciu wprowadziłaby zbyt dużą monochromatyczność (róż, biel, róż, biel).

Jeszcze bardziej przekonuje kompozycja niezastąpionego amerykańskiego eleganta Willa Boelke (znalezione na http://asuitablewardrobe.dynend.com/2010/06/return-of-boutonniere.html):


Poszetka i mucha w odcieniarch szarości (mają inny kolor), a do tego czerwony kwiatek (i ładna dwurzędówka!).
A zatem nie dajmy się zwieść. Poszetka i kwiatek mogą siebie lubić i razem grać w tej samej drużynie. Nie ma żadnej zasady w klasycznej męskiej elegancji, która zabraniałaby łączyć poszetki z kwiatkiem. Jest za to standardowa zasada, gdy to robimy: be careful, która dotyczy tak samo poszetki i kwiatka. Ta sama zasada, którą powinniśmy stosować w wypadku innych elementów stroju np. krawata i koszuli, a więc: wszystko dozwolone oby z rozmysłem i dobrym smakiem.

niedziela, 23 grudnia 2012

Co na głowę w zimie?

Klasyczna elegancja wymaga często wielu wyrzeczeń. Dbanie o swój wygląd pochłania czas, środki, a czasami jest po prostu uciążliwe. Najbardziej jest to widoczne w okresach wielkich upałów i mroźnych zim. W zimie problem jest szczególnie uciążliwy dla głowy i ładnych butów. W drugim wypadku inwencja ludzka szybko rozwiązała problem. Z głową jednak problem wydaje się do dziś nierozwiązany.

Co elegancki mężczyzna ma założyć na głowę, gdy na dworze mróz i pada śnieg? To znaczy: co na głowę, gdy trzeba zakryć uszy i zwykły kapelusz nie wystarczy?

Otóż wydaję mi się, że mam pewne rozwiązanie dla eleganckich panów, ale najpierw dwa słowa o trzech rozwiązaniach stosowanych najczęściej.

1. Rozwiązanie najprostsze, czyli ciepła zimowa czapka. Wygląda mało atrakcyjnie, szczególnie jeśli zakładamy garnitur, eleganckie buty i elegancki płaszcz. Nie ma to zbyt wiele wspólnego z klasyczną elegancją, ale nie należy takiego rozwiązania krytykować. W głowę musi być ciepło. Niewątpliwie schodzimy w tym wypadku z elegancją, ale mądry mężczyzna musi być przede wszystkim rozsądny i dbać o swoje zdrowie. Pod względem estetyki to rozwiązanie jest dalekie od doskonałości, ale przynajmniej spełnia się tu podstawowy wymóg ubioru w zimie, o którym zapominać nie wolno: trzymanie ciepła.

2. Rozwiązanie bardziej eleganckie, ale raczej każualowe: kaszkiet z nausznikami. Plus jest w zasadzie jeden - jest bardziej elegancki od czapki. Na tym jednakże plusy się kończą. Kaszkiet nie jest eleganckim nakryciem głowy (i do tego przegrywa konkurencję, jeśli chodzi o trzymanie ciepła). Jest po prostu elegantszym od tych powszechnych na polskich ulicach. We współczesnym świecie całkowicie zrozumiale jest jego noszenie. A jeszcze bardziej zrozumiałe jest posiadanie w nim schowanych nauszników, które mogą służyć, gdy temperatura spadnie poniżej zera. Nie wygląda to zbyt ciekawie, ale pamiętajmy, że dżentelmen ubiera się przede wszystkim mądrze, czyli chroni swoje ciało przed mrozem. Oto przykładowy model (Bugatti):



Kaszkiet ma swój styl i charakter. Niestety nieuchronnie traci go w momencie założenia nauszników (tutaj są ukrywane na zewnątrz, ale są też oczywiście modele z nausznikami wewnątrz). Jednakże kiedy przychodzi minus 10, wyjścia nie ma. Uszy trzeba chronić, więc nauszniki koniecznie idą w dół. Wyglądamy znacznie gorzej, ale jest nam cieplej, a uszy nie robią się czerwone.

3. Rozwiązanie bardziej eleganckie, ale kojarzone ze specyficznymi wschodnimi kręgami kulturowymi, czyli rosyjska uszatka. Zapięta wygląda nawet ciekawie. Rozpięta już mniej (ze strony http://pl.ioffer.com):




Naturalnie czarna byłaby lepsza. Uszanka ładniej wygląda, gdy nauszniki są u góry. Kiedy przychodzi mróz, podobnie jak z kaszkietem - nie ma wyjścia, trzeba chronić uszy.
Oto Sean Connery w uszatce w jednym z filmów (my jeśli się decydujemy, bierzemy uszatkę bez znaczka...):




4. I wreszcie rozwiązanie ostatnie. Rozwiązanie dla tych, którzy nie lubią kompromisów i uwielbiają podstawowy atrybut męskiego eleganckiego stroju: kapelusze. I nie zaakceptują substytutów w postaci czapek, uszatych, kaszkietowych, czy narciarskich. Niezależny, odważny, wolny i przebojowy mężczyzna nosi kapelusz.

Dlaczego?

Oto Harrison Ford w dwóch różnych wersjach. Dwa zdjęcia w czapce, a następnie dwa w kapeluszu (homburgu i fedorze):






Mógłbym od razu wkleić zdjęcie Indiany Jonesa i zakończyć dyskusję, ale to byłoby pójście na łatwiznę. Kapelusz jest niepodważalną klasyką mody męskiej i mimo iż trochę ekscentryczny, to jednak można go bez problemów nosić we współczesnym świecie.

Oczywiście łatwo powiedzieć, ale jak rozwiązać sprawę mrozu, śniegu, deszczu? Wiele kapeluszy potrafi przyzwoicie trzymać ciepło i być w miarę dobrze impregnowanych. Co jednak jeśli warunki stają się autentycznie ekstremalne?

Sam borykałem się z tym problemem, aż jakiś czas temu odkryłem firmę kanadyjską Tilley, która produkuje kapelusze przeznaczone do warunków ekstremalnych (w końcu Kanada - było mi o tyle łatwo, że w przeciwieństwie do wielu Polaków miałem bliżej do tego kraju). Wykonane są ze świetnego materiału, który dobrze trzyma ciepło (głównie wełna), jest wodoodporny, wiatroodporny, a do tego ma schowane nauszniki, co jest zjawiskiem bardzo rzadkim w przypadku kapeluszy. Do tego kapelusz ma dożywotnią gwarancję. Jeśli coś się z nim stanie, odsyłamy i dostajemy od firmy nowy. Godna postawa ze strony Tilleya, która sprawia, że kapelusz jest warty swojej ceny (około 100 dolarów).

Mam na myśli dwa konkretne modele. Jeden cieplejszy, choć mniej elegancki TW2 i drugi trochę mniej ciepły, ale bardziej elegancki TTW2 (ten drugi spokojnie jednak sprawdzi się w warunkach polskiej zimy). Kolejno obydwa kapelusze (ze strony Tilleya):




Niewątpliwie mają trochę charakter sportowy. Nie jest to homburg, nie jest to melonik, ani nawet fedora. Jest to jednak kapelusz, który można założyć do eleganckiego płaszcza, kiedy na dworze minus 10 stopni, a z nieba leje się bez opamiętania woda i spada śnieg. Kapelusz jest arcywytrzymały i przeznaczony na takie warunki. Poniżej zdjęcia ze strony Tilleya na Facebooku, które przesłali prywatni użytkownicy kapelusza w skrajnych warunkach (David Randall i Ala Billyyeald; https://www.facebook.com/TilleyEndurables):




Jeśli chodzi o funkcjonalność, to ten kapelusz zostawia daleko w tyle niektóre tradycyjne czapki narciarskie. Ma taki charakter, że bez skrępowania można go nosić nawet do stroju sportowego (co widać na zdjęciach).

Oto link do filmu z recenzją na youtubie, gdzie autor pokazuje jak wygląda kapelusz z opuszczonymi nausznikami. Nie jest tak źle. Wprawdzie dalej wygląda to trochę specyficznie, ale lepiej niż czapka narciarska, kaszkiet z nausznikami, czy uszatka z opuszczonymi nausznikami. To jest produkt dla tych, którzy w męskim stylu nie lubią kompromisów. Myślę, że idąc do opery w sypiącym śniegu i minus 10 stopniach, mając na sobie dyplomantkę (pod którą skrywamy smoking), możemy bez przeszkód założyć taki kapelusz na głowę.

Być może mój wpis brzmi za bardzo jak reklama, ale czuję, że muszę spłacić swój dług wobec Tilleya i powiedzieć innym o tym, jak jakiś czas temu ta firma poratowała moje "widzi mi się" i dostarczyła jakże rzadkiego produktu: kapelusza na ekstremalną zimę.

Zwłaszcza, że często słyszę pytania niektórych o to, co zakładać na głowę w zimie, żeby jednocześnie wyglądać chociaż trochę w zgodzie z klasyką. Oto i rozwiązanie.