poniedziałek, 31 grudnia 2012

Wąskie klapy w garniturach

"Zetknięcie klap na marynarce powinno zależeć od budowy ciała, a nie od mody"
Alan Flusser

Ostatnio włączyłem się w dyskusję na temat najnowszej kolekcji "Vistuli" w kwestii wąskich klap, które dominują w garniturach tej firmy. Uważam Vistulę w polskich realiach za niezastąpionego producenta. Znakomita większość garniturów jest z dobrej wełny. O ile nie jest to najwyższej klasy wełna angielska, o tyle jak na polskie realia budżetowe Vistula dobrze dobiera proporcję materiał/budżet klienta (szczególnie w czasach wyprzedaży).

Najważniejsze osiągnięcie Vistuli to taliowanie marynarek, czyli po prostu dopasowanie ich do szczuplejszych sylwetek. Zapewne głównie pod wpływem Vistuli jej najważniejszy konkurent Bytom musiał również zacząć oferować wersje "slim". A garnitury "regularne" są często zbyt wiszące na wielu mężczyznach.

Dlatego uważam, że Vistula to bardzo ważna i póki co niezastąpiona marka na polskim rynku (choć Bytom jest obecnie na dobrej drodze do gonienia ich). Niemniej jednak obecna kolekcja nosi na sobie znamiona poważnego błędu: postawienia na zbyt wąskie klapy w marynarkach. Oto dwa przykłady, garnitur szary (dwuczęściowy) i granatowy (trzyczęściowy):




Pomińmy kwestię tego, że źle dobrano rozmiar do modela. Widoczne są jednak przede wszystkim zbyt wąskie klapy. Oczywiście "zbyt wąskie" to kwestia gustu, ale warto zdać sobie sprawę z kilku faktów na temat takich klap. Najpierw jednak dwa garnitury z suitsupply z odpowiednimi klapami:




Największy zawód sprawia fakt, że ogromna większość modeli Vistuli z tego sezonu nie posiada normalnych klap. Jak na firmę aspirującą do lidera rynku produkującego klasyczny styl jest to błąd. Niestety oznacza to jedną z dwóch złych rzeczy: albo Vistula będzie miała kłopoty ze sprzedażą, albo będzie skutecznie sprzedawać i promować chwilową modę. Obydwie rzeczy należy uznać za niekorzystne.

Kilka słów uwagi o "węższych klapach":

1. Klapy zbyt wąskie nie mają związku z tak zwanym "włoskim stylem", czym określa się pewne podejście w przypadku garniturów mocno taliowanych i przylegających do ciała (w szczególności dla szczupłych panów). Nawet taki garnitur nie powinien mieć tak "wąskich klap".

2. Specjalnie węższych klap nie potrzeba dla szczupłego i niskiego pana. Szczupły i niższy pan potrzebuje marynarki mniejszego rozmiaru. W normalnych klasycznych modelach klapy są automatycznie dopasowywane do mniejszych rozmiarów.
Jaka wobec tego powinna być szerokość klap? Właściwa. Proporcjonalna do sylwetki. Naturalnie niższy i szczuplejszy pan będzie miał marynarkę z "mniejszymi klapami", ale nie z "za małymi klapami". A takie niestety są w najnowszych modelach Vistuli.

3. Można oczywiście postawić na tak małe klapy, jeśli się ma na to ochotę. Trzeba jednak pamiętać, że jest to styl bardziej sportowy, podobnie jak krawat o szerokości 6cm nie jest dostojny (trudno zresztą zakładać dostojne szerokie krawaty do zbyt małych klap). Nie jest to styl bardzo elegancki pasujący do rangi balu, matury, ślubu, czy eleganckiego przyjęcia. Jest to styl bardziej ekstrawagancki, na który można sobie pozwolić w luźniejszych przypadkach (chociaż uważam, że na "poluzowanie" stroju są lepsze sposoby niż kupowanie nie-uniwersalnego garnituru ze zbyt wąskimi klapami). Jeśli komuś bardzo zależy, można nawet pójść w ekstrawagancki ekstremizm i w ogóle zrezygnować z klap...

Sytuacja jest o tyle istotna, że ludzie często udają się do sklepu i chcą kupić uniwersalny garnitur, który posłuży im na lata i do wielu sytuacji. Ten garnitur nie posłuży do wielu sytuacji, bo jest bardziej casualowy. Nie posłuży również na lata, bo wąskie klapy czeka w najbliższych latach śmierć taka sama jak po latach 60. XX wieku. Wprawdzie jak widać nie bywa to śmierć ostateczna, bo moda kiedyś wraca, ale czy rzeczywiście chcemy kupować za duże pieniądze męskie stroje, które są poddane takim samym trendom jak stroje damskie?

Jeśli kupujemy garnitur, to najlepiej taki, który można bez skrępowania założyć w latach 30, 40, 50, 60, 70, 80, 90 i w 21 wieku. Garnitur, który nie ma zbyt wąskich klap, ani zbyt szerokich klap (jak w latach 70). Garnitur, który nie ma zbyt długiej marynarki, ani zbyt krótkiej. Garnitur, który ma właściwe proporcje i odpowiednio podkreśla zalety naszej sylwetki.

Z tego powodu muszę niestety przeciwko powszechności wąskich klap zaprotestować. Naturalnie nie miałbym nic przeciwko, gdyby Vistula potraktowała te modele tylko jako część asortymentu. Niestety to podejście dominuje w większości produktów garniturowych. Zupełnie niepotrzebnie. Jak zwrócił mi uwagę, Mr. Vintage, jest to podążanie za światowymi projektantami.

Tylko dlaczego mężczyzna ma podążać za jakimikolwiek trendami? Moda mija, styl pozostaje.

niedziela, 23 grudnia 2012

Co na głowę w zimie?

Klasyczna elegancja wymaga często wielu wyrzeczeń. Dbanie o swój wygląd pochłania czas, środki, a czasami jest po prostu uciążliwe. Najbardziej jest to widoczne w okresach wielkich upałów i mroźnych zim. W zimie problem jest szczególnie uciążliwy dla głowy i ładnych butów. W drugim wypadku inwencja ludzka szybko rozwiązała problem. Z głową jednak problem wydaje się do dziś nierozwiązany.

Co elegancki mężczyzna ma założyć na głowę, gdy na dworze mróz i pada śnieg? To znaczy: co na głowę, gdy trzeba zakryć uszy i zwykły kapelusz nie wystarczy?

Otóż wydaję mi się, że mam pewne rozwiązanie dla eleganckich panów, ale najpierw dwa słowa o trzech rozwiązaniach stosowanych najczęściej.

1. Rozwiązanie najprostsze, czyli ciepła zimowa czapka. Wygląda mało atrakcyjnie, szczególnie jeśli zakładamy garnitur, eleganckie buty i elegancki płaszcz. Nie ma to zbyt wiele wspólnego z klasyczną elegancją, ale nie należy takiego rozwiązania krytykować. W głowę musi być ciepło. Niewątpliwie schodzimy w tym wypadku z elegancją, ale mądry mężczyzna musi być przede wszystkim rozsądny i dbać o swoje zdrowie. Pod względem estetyki to rozwiązanie jest dalekie od doskonałości, ale przynajmniej spełnia się tu podstawowy wymóg ubioru w zimie, o którym zapominać nie wolno: trzymanie ciepła.

2. Rozwiązanie bardziej eleganckie, ale raczej każualowe: kaszkiet z nausznikami. Plus jest w zasadzie jeden - jest bardziej elegancki od czapki. Na tym jednakże plusy się kończą. Kaszkiet nie jest eleganckim nakryciem głowy (i do tego przegrywa konkurencję, jeśli chodzi o trzymanie ciepła). Jest po prostu elegantszym od tych powszechnych na polskich ulicach. We współczesnym świecie całkowicie zrozumiale jest jego noszenie. A jeszcze bardziej zrozumiałe jest posiadanie w nim schowanych nauszników, które mogą służyć, gdy temperatura spadnie poniżej zera. Nie wygląda to zbyt ciekawie, ale pamiętajmy, że dżentelmen ubiera się przede wszystkim mądrze, czyli chroni swoje ciało przed mrozem. Oto przykładowy model (Bugatti):



Kaszkiet ma swój styl i charakter. Niestety nieuchronnie traci go w momencie założenia nauszników (tutaj są ukrywane na zewnątrz, ale są też oczywiście modele z nausznikami wewnątrz). Jednakże kiedy przychodzi minus 10, wyjścia nie ma. Uszy trzeba chronić, więc nauszniki koniecznie idą w dół. Wyglądamy znacznie gorzej, ale jest nam cieplej, a uszy nie robią się czerwone.

3. Rozwiązanie bardziej eleganckie, ale kojarzone ze specyficznymi wschodnimi kręgami kulturowymi, czyli rosyjska uszatka. Zapięta wygląda nawet ciekawie. Rozpięta już mniej (ze strony http://pl.ioffer.com):




Naturalnie czarna byłaby lepsza. Uszanka ładniej wygląda, gdy nauszniki są u góry. Kiedy przychodzi mróz, podobnie jak z kaszkietem - nie ma wyjścia, trzeba chronić uszy.
Oto Sean Connery w uszatce w jednym z filmów (my jeśli się decydujemy, bierzemy uszatkę bez znaczka...):




4. I wreszcie rozwiązanie ostatnie. Rozwiązanie dla tych, którzy nie lubią kompromisów i uwielbiają podstawowy atrybut męskiego eleganckiego stroju: kapelusze. I nie zaakceptują substytutów w postaci czapek, uszatych, kaszkietowych, czy narciarskich. Niezależny, odważny, wolny i przebojowy mężczyzna nosi kapelusz.

Dlaczego?

Oto Harrison Ford w dwóch różnych wersjach. Dwa zdjęcia w czapce, a następnie dwa w kapeluszu (homburgu i fedorze):






Mógłbym od razu wkleić zdjęcie Indiany Jonesa i zakończyć dyskusję, ale to byłoby pójście na łatwiznę. Kapelusz jest niepodważalną klasyką mody męskiej i mimo iż trochę ekscentryczny, to jednak można go bez problemów nosić we współczesnym świecie.

Oczywiście łatwo powiedzieć, ale jak rozwiązać sprawę mrozu, śniegu, deszczu? Wiele kapeluszy potrafi przyzwoicie trzymać ciepło i być w miarę dobrze impregnowanych. Co jednak jeśli warunki stają się autentycznie ekstremalne?

Sam borykałem się z tym problemem, aż jakiś czas temu odkryłem firmę kanadyjską Tilley, która produkuje kapelusze przeznaczone do warunków ekstremalnych (w końcu Kanada - było mi o tyle łatwo, że w przeciwieństwie do wielu Polaków miałem bliżej do tego kraju). Wykonane są ze świetnego materiału, który dobrze trzyma ciepło (głównie wełna), jest wodoodporny, wiatroodporny, a do tego ma schowane nauszniki, co jest zjawiskiem bardzo rzadkim w przypadku kapeluszy. Do tego kapelusz ma dożywotnią gwarancję. Jeśli coś się z nim stanie, odsyłamy i dostajemy od firmy nowy. Godna postawa ze strony Tilleya, która sprawia, że kapelusz jest warty swojej ceny (około 100 dolarów).

Mam na myśli dwa konkretne modele. Jeden cieplejszy, choć mniej elegancki TW2 i drugi trochę mniej ciepły, ale bardziej elegancki TTW2 (ten drugi spokojnie jednak sprawdzi się w warunkach polskiej zimy). Kolejno obydwa kapelusze (ze strony Tilleya):




Niewątpliwie mają trochę charakter sportowy. Nie jest to homburg, nie jest to melonik, ani nawet fedora. Jest to jednak kapelusz, który można założyć do eleganckiego płaszcza, kiedy na dworze minus 10 stopni, a z nieba leje się bez opamiętania woda i spada śnieg. Kapelusz jest arcywytrzymały i przeznaczony na takie warunki. Poniżej zdjęcia ze strony Tilleya na Facebooku, które przesłali prywatni użytkownicy kapelusza w skrajnych warunkach (David Randall i Ala Billyyeald; https://www.facebook.com/TilleyEndurables):




Jeśli chodzi o funkcjonalność, to ten kapelusz zostawia daleko w tyle niektóre tradycyjne czapki narciarskie. Ma taki charakter, że bez skrępowania można go nosić nawet do stroju sportowego (co widać na zdjęciach).

Oto link do filmu z recenzją na youtubie, gdzie autor pokazuje jak wygląda kapelusz z opuszczonymi nausznikami. Nie jest tak źle. Wprawdzie dalej wygląda to trochę specyficznie, ale lepiej niż czapka narciarska, kaszkiet z nausznikami, czy uszatka z opuszczonymi nausznikami. To jest produkt dla tych, którzy w męskim stylu nie lubią kompromisów. Myślę, że idąc do opery w sypiącym śniegu i minus 10 stopniach, mając na sobie dyplomantkę (pod którą skrywamy smoking), możemy bez przeszkód założyć taki kapelusz na głowę.

Być może mój wpis brzmi za bardzo jak reklama, ale czuję, że muszę spłacić swój dług wobec Tilleya i powiedzieć innym o tym, jak jakiś czas temu ta firma poratowała moje "widzi mi się" i dostarczyła jakże rzadkiego produktu: kapelusza na ekstremalną zimę.

Zwłaszcza, że często słyszę pytania niektórych o to, co zakładać na głowę w zimie, żeby jednocześnie wyglądać chociaż trochę w zgodzie z klasyką. Oto i rozwiązanie.

środa, 19 grudnia 2012

Buty na studniówkę i nie tylko

Najlepsze buty, które może sobie sprawić elegancki mężczyzna, to buty czarne. Czarne, ponieważ są kolorystycznie uniwersalne. Ani brązowe, ani burgundy, ani inne takie nie będą. Dlatego zdecydowanie powinniśmy iść w stronę czerni. Który model jednak wybrać?
Najlepsze będą klasyczne oxfordy, czyli w Polsce nie do końca szczęśliwie nazywane "wiedenki". Wyglądają tak (www.ctshirts.co.uk):



Mają trochę szwów, ale wszystkie elementy są zszyte w jedną całość Przyszwa ze sznurówkami nie jest nałożona, tylko złączona z resztą.

Zastosowanie:
- Garnitury na każdą okazję (powszechne, trzyczęściowe, dwurzędowe)
- Zestawy kombinowane (inne spodnie niż marynarka, nawet bez krawata)
- Zestawy casualowe (nawet do dżinsów)
- Także do strojów formalnych i półformalnych (do żakietu, strollera i smokingu).

Dlatego trudno wyobrazić sobie buty, które miałyby szersze zastosowanie. Niektórzy mogą oponować, że do dżinsów nie pasują za bardzo, ale można z tym polemizować. Co więcej, będzie to oponowanie bardzo miękkie. Koszula z kołnierzem, niebieski sweter, tradycyjne dżinsy i do tego czarne wiedenki to ładny strój. Buty będą wyglądać bardzo elegancko w porównaniu do reszty, ale nie będą się ze strojem kłócić.

Dlatego gorąco zachęcam, żeby takie buty kupować (choć w Polsce niezwykle ciężko jest znaleźć).

Druga opcja to buty bez szwów, jednolite. Tak zwane "lotniki" (www.ctshirts.co.uk):


Jednolite, ale dużo bardziej swobodne od oxfordów. Niektórzy są wielkimi fanami tych butów. W porównaniu do oxfordów mają mniejsze zastosowanie. Nie zakładamy ich na bardzo uroczyste okazje, nie pasują również do strojów formalnych. Są za to ciekawym akcentem do zestawów bardziej swobodnych, są bowiem bardzo "dandysowe".
Odróżniają się jednym istotnym elementem od "wiedenek": krzyczą głośno o swojej obecności i domagają się uwagi. Pod tym względem wiedenki wydają się lepsze - doskonale zdają sobie sprawę ze swojej wartości i gracji, wiec nie muszą na siłę zabiegać o uwagę obserwatorów.

Zastosowanie:
- Garnitury w trochę swobodniejszych sytuacjach
- Zestawy kombinowane
- Zestawy casualowe

Trzecia opcja to tak zwane derby, nazywane w Polsce "angielkami". W odróżnieniu od oxfordów mają nakładaną część ze sznurówkami. Wyglądają tak (model Herring):


Bardzo podobnie do oxfordów, ale dodatkowo nakładana warstwa ze sznurówkami robi różnicę. Obniża to formalność buta, aczkolwiek nie tak bardzo jak w przypadku lotników. Są również dzięki temu trochę praktyczniejsze w ich nakładaniu i trzymaniu nogi. W przeciwieństwie do oxfordów łatwiej je czasami dostać w polskich sklepach.

Zastosowanie:
- Garnitury (także w formalniejszych sytuacjach, na przykład można je założyć bez skrępowania na ślub)
- Zestawy kombinowane
- Zestawy casualowe
- Wg jednego źródła w Austrii można je było zakładać do żakietu (http://www.morningdressguide.com/)

Czwarta opcja to tak zwane brogues, czyli buty z wzorkami. Bywają urocze, są zdecydowanie bardziej casualowe i obniżają rangę stroju. Wyglądają tak (model Allen Edmonds):

Zastosowanie:
- Garnitury w mniej formalnych sytuacjach
- Zestawy kombinowane
- Zestawy casualowe

Nie należy tych butów zakładać do strojów formalnych. Nawet jeśli ten błąd popełnia przyszły następca tronu brytyjskiego:


Książe William niestety założył brogues do smokingu, co jest nienajlepszym pomysłem. Jego Ojciec podszedł do sprawy poważnie i założył właściwsze buty, czółenka (choć ja osobiście je odradzam, czarne piękne wypolerowane oxfordy będą bardziej męskie). Przy okazji: na zdjęciu widać mankiet księcia Karola, w którym miejsce na spinkę jest specjalnie przesunięte do przodu, żeby ją eksponować (więcej pisałem we wcześniejszym wpisie o mankietach).

Warto pamiętać, że broguesy nie jedno mają imię. Po pierwsze wzorki mogą być nałożone na model buta oxford, albo derby. Na powyższy zdjęciu mamy oxfordy z wzorkami. Tak natomiast wyglądałby broguesy na modelu derby (model Allen Edmonds):


I jeszcze jedna istotna rzecz. Brogues mogą mieć mniej lub więcej wzorków. Im mniej wzorków, tym bliżej im do bardziej formalnych butów. Na przykład tak wyglądają ćwiartkowe brogues na modelu oxford (model Allen Edmonds):


Wzorek jest bardzo mały i tylko na przednim szwie. Te buty są tak zbliżone do klasycznych oxfordów, że można je uznać za prawie tak dobre jak tradycyjne oxfordy. Wprawdzie dalej nie powinniśmy ich zakładać do smokingu, ale można je założyć do żakietu. Są bardziej formalne od derbów bez wzorów. Z pewnością można je założyć na ślub. Mniej się będą sprawdzać jako buty na wieczór, choć może niekoniecznie.

Które buty kupić? Oczywiście wedle uznania i rozeznania do czego nam będą potrzebne. Jeśli mamy mieć jedną parę, to zdecydowanie polecam czarne wiedenki. Przydadzą się na wiele okazji. Jeśli chcemy trochę obniżyć ich rangę, to możemy wybrać ćwiartkowe brogues oxford, albo derby (tylko po co, skoro wiedenki da się pogodzić z bardziej luźnymi strojami?).

Druga para może być swobodniejsza. Osobiście wybrałbym jakąś wersję brogues i nawet zmieniłbym kolor na burgundy. Ale to wszystko jest już sprawą bardzo indywidualną.

Na koniec jeszcze obrazki stopniowalnych brogues w różnych pomysłowych kombinacjach kolorystycznych:
Pełne brogues, full brogues (wzorki praktycznie na całym bucie) w różnych kolorach (Loake):



Połówkowe brogues, half-brogues (wzorki mniej więcej na połowie buta), piękny model burgundy z częściowo lakierowaną skórą, bardzo "dandy" (Loake Woodstock):


W moim przekonaniu ciekawsza opcja od lotników.
I ćwiartkowe brogues, quarter brogues (wzorki tylko na przednim szwie), dużo skromniejsze, ale za to w piękny brunatnym kolorze, który obniża formalność:


niedziela, 2 grudnia 2012

Cała prawda o spinkach i mankietach

Często, gdy rozważa się różne pomysły na strój ślubny, praktycznie zawsze jako kanon traktuje się koszulę na jubilerskie spinki z koniecznie widocznymi mankietami. Mankiety mają być widoczne i spięte ładnym zdobieniem, a dlaczego, to właściwie nie do końca wiadomo.

W rzeczywistości ani jedno, ani drugie, nie jest tak naprawdę konieczne, a mówię to z pozycji gorącego zwolennika zarówno spinek jubilerskich jak i widocznego mankietu. Jednakże to, co uważamy za lepsze i ładniejsze, nie musi zawsze oznaczać narzucanie naszego zdania innym. Kanony klasycznego męskiego stylu nie są aż tak sztywne, jak niektórzy sądzą.

Na początek dwa słowa w obronie widocznego mankietu. Dzięki temu zwrócona zostaje uwaga na dłonie. A dłonie obok twarzy to najważniejszy atrybut mężczyzny. Podstawowe narzędzie mowy pozawerbalnej, a także podstawowe narzędzie okazywania władania nad światem zewnętrznym wkoło. Dlatego warto dobierać tak długość marynarki i rękawa, żeby mankiet był widoczny. James nas gorąco do tego zachęca:




Wiele z klasycznych przewodników dla mężczyzn zachęca nas do tego, aby nosić mankiet. Czytamy nawet matematyczne rekomendacje o tym, że ma to być 1 cm, albo 1,5, albo nie więcej niż 2 cm itd. W rzeczywistości długość rękawa marynarki, podobnie jak spodni, ma być "odpowiednia". Niby uniwersalna i niewiele mówiąca odpowiedź, ale łatwo ją sprawdzić samemu się zastanawiając. Po prostu musimy popatrzeć spokojnym okiem, bez matematycznych uprzedzeń jak wygląda nasza dłoń przy ubranym stroju. I może to być takie zestawienie, że mankietu wcale nie widać, a rękaw marynarki nie jest za długi, nie wchodzi na naszą dłoń i jednocześnie nie odkrywa nadgarstka, więc nie jest za krótki.
Długość ma być odpowiednia, ot cała tajemnica.

Widoczny mankiet bynajmniej nie jest absolutną koniecznością, o czym można się przekonać oglądając stare zdjęcia elegantów. Trafiają się tacy, których mankiet jest ukryty. Można sięgnąć do zdjęć ślubów królewskich. Nie jest takich przypadków mało i nie uważano powszechnie, że schowane mankiety oznaczają złamanie jakichś kanonów.

Mówimy oczywiście o pozycji stojącej z opuszczonymi rękami. Gdy ręce zaczynają pracować rękaw koszuli zawsze wygra z marynarką i w końcu się ukaże. I z tym właśnie z kolei wiąże się poważne wyzwanie.

Jeśli komuś bardzo zależy na tym, żeby mankiet był widoczny w pozycji stojącej, to grozi mu taki o to efekt:




W sytuacji, w której ręce zaczynają pracować, cały mankiet może wyjść z rękawa i ukazać się światu. Ten widok nie jest zbyt korzystny. Ukazuje nie tylko zbyt dużo koszuli, ale ukazuje jej strukturę. Lepiej zrezygnować z widoczności mankietu w pozycji stojącej niż za cenę tej widoczności ukazywać światu przy pracy rąk cały francuski mankiet jak na zdjęciu wyżej.

Problem jest tym poważniejszy, jeśli ktoś nie tylko chce w pozycji stojącej pokazywać mankiet, ale chce żeby widoczne były spinki. W takiej sytuacji mankiet musi wyraźnie wystawać i będzie jeszcze bardziej widoczny przy ruchach ręką. Jeśli bardzo chcemy pokazywać spinki, ale jednocześnie nie pokazywać zbyt dużo koszuli, jednym z rozwiązań jest posiadanie takiej koszuli, gdzie zapięcie na mankiecie jest przesunięte do przodu, żeby spinki były szybciej widoczne. Wielkim fanem takich rozwiązań jest książę Karol (proszę pominąć kwestię specyficznego rękawa marynarki, ona nie gra tu roli):




Jak widzimy, spinka jest bardzo blisko brzegu rękawa. Zapięcie jest specjalnie niesymetryczne, żeby można było się pochwalić biżuterią. Zabieg interesujący, choć osobiście za nim nie przepadam.

Cała sprawa z mankietem jest tym większym wyzwaniem, ponieważ dużą rolę odgrywa szerokość rękawa marynarki. Im rękaw węższy, tym łatwiej będzie złapać mankiet koszuli, żeby za bardzo z rękawa nie wychodził. Z drugiej strony zbytnie usztywnienie może oznaczać, że rękaw marynarki będzie się marszczył, ponieważ to mankiet koszuli będzie wywierał na nim presję.

Co więcej... szerokość rękawa marynarki powinna być tak naprawdę dostosowana do tego, jaki mankiet nosimy. Jeśli nosimy koszulę bez szerokiego mankietu, to rękaw nie może być szeroki, ponieważ przy ruchach ręki będzie widoczna podszewka. Co również jest widokiem niekorzystnym:


(Dlatego paradoksalnie marynarka powinna być dostosowana do typu koszuli, jaką nosimy: czy z prostym, czy podwójnym mankietem).

Sprawa dobrania właściwego rękawa marynarki i mankietu to nie lada wyzwanie.

Warto również pamiętać o tym, że mankiet koszuli na spinki może być pojedynczy, nie musi być podwójny. Wtedy koszulę lżej się nosi (i wbrew pozorom nie jest mniej formalna) i do tego zmniejszony jest problem walki mankietu z rękawem marynarki.

Na koniec sprawa samych spinek. Niektórzy mężczyźni nie lubią biżuterii i starają się jej unikać. Czy zatem zmuszeni są do założenia spinek do koszuli z francuskimi mankietami na swój ślub? Bynajmniej. Jak popatrzymy na stare ilustracje mody męskiej, to będą się tam przewijać spinki węzełki, czyli najprostsze możliwe zapięcia do koszuli. Można takie nawet założyć na ślub w kolorze białym:
Na pogrzeb można na przykład założyć takie spinki w kolorze czarnym. Szczególnie, że jest to smutne wydarzenie, w trakcie którego nie należy się wyróżniać nadmiernymi dodatkami. Takie spinki mogą być wykonane z lepszego materiału, na przykład bawełny. Mogą też być wykonane z materiałów sztucznych i tym bym się nie przejmował. Skoro poliamid znajduje się w naszej bieliźnie, to nic się nie stanie, jeśli będzie go trochę w mankiecie.

Także, jeśli ktoś nie lubi pokazywać nadmiernie mankietów, ani nie lubi spinek, to może z nich zrezygnować i dalej pozostać bardzo eleganckim. Bez obaw. Mankiet u Pana Młodego może być skromnie schowany tuż pod rękawem marynarki i może być spięty takim węzełkiem (którego najprawdopodobniej i tak nie będzie widać nawet przy ruchach ręką).

Nie warto natomiast rezygnować z podwójnego francuskiego mankietu na koszuli, bo ten rzeczywiście dodaje dostojności. I przy ruchach ręką się od czasu do czasu wynurzy z rękawa marynarki.