poniedziałek, 31 grudnia 2012

Wąskie klapy w garniturach

"Zetknięcie klap na marynarce powinno zależeć od budowy ciała, a nie od mody"
Alan Flusser

Ostatnio włączyłem się w dyskusję na temat najnowszej kolekcji "Vistuli" w kwestii wąskich klap, które dominują w garniturach tej firmy. Uważam Vistulę w polskich realiach za niezastąpionego producenta. Znakomita większość garniturów jest z dobrej wełny. O ile nie jest to najwyższej klasy wełna angielska, o tyle jak na polskie realia budżetowe Vistula dobrze dobiera proporcję materiał/budżet klienta (szczególnie w czasach wyprzedaży).

Najważniejsze osiągnięcie Vistuli to taliowanie marynarek, czyli po prostu dopasowanie ich do szczuplejszych sylwetek. Zapewne głównie pod wpływem Vistuli jej najważniejszy konkurent Bytom musiał również zacząć oferować wersje "slim". A garnitury "regularne" są często zbyt wiszące na wielu mężczyznach.

Dlatego uważam, że Vistula to bardzo ważna i póki co niezastąpiona marka na polskim rynku (choć Bytom jest obecnie na dobrej drodze do gonienia ich). Niemniej jednak obecna kolekcja nosi na sobie znamiona poważnego błędu: postawienia na zbyt wąskie klapy w marynarkach. Oto dwa przykłady, garnitur szary (dwuczęściowy) i granatowy (trzyczęściowy):




Pomińmy kwestię tego, że źle dobrano rozmiar do modela. Widoczne są jednak przede wszystkim zbyt wąskie klapy. Oczywiście "zbyt wąskie" to kwestia gustu, ale warto zdać sobie sprawę z kilku faktów na temat takich klap. Najpierw jednak dwa garnitury z suitsupply z odpowiednimi klapami:




Największy zawód sprawia fakt, że ogromna większość modeli Vistuli z tego sezonu nie posiada normalnych klap. Jak na firmę aspirującą do lidera rynku produkującego klasyczny styl jest to błąd. Niestety oznacza to jedną z dwóch złych rzeczy: albo Vistula będzie miała kłopoty ze sprzedażą, albo będzie skutecznie sprzedawać i promować chwilową modę. Obydwie rzeczy należy uznać za niekorzystne.

Kilka słów uwagi o "węższych klapach":

1. Klapy zbyt wąskie nie mają związku z tak zwanym "włoskim stylem", czym określa się pewne podejście w przypadku garniturów mocno taliowanych i przylegających do ciała (w szczególności dla szczupłych panów). Nawet taki garnitur nie powinien mieć tak "wąskich klap".

2. Specjalnie węższych klap nie potrzeba dla szczupłego i niskiego pana. Szczupły i niższy pan potrzebuje marynarki mniejszego rozmiaru. W normalnych klasycznych modelach klapy są automatycznie dopasowywane do mniejszych rozmiarów.
Jaka wobec tego powinna być szerokość klap? Właściwa. Proporcjonalna do sylwetki. Naturalnie niższy i szczuplejszy pan będzie miał marynarkę z "mniejszymi klapami", ale nie z "za małymi klapami". A takie niestety są w najnowszych modelach Vistuli.

3. Można oczywiście postawić na tak małe klapy, jeśli się ma na to ochotę. Trzeba jednak pamiętać, że jest to styl bardziej sportowy, podobnie jak krawat o szerokości 6cm nie jest dostojny (trudno zresztą zakładać dostojne szerokie krawaty do zbyt małych klap). Nie jest to styl bardzo elegancki pasujący do rangi balu, matury, ślubu, czy eleganckiego przyjęcia. Jest to styl bardziej ekstrawagancki, na który można sobie pozwolić w luźniejszych przypadkach (chociaż uważam, że na "poluzowanie" stroju są lepsze sposoby niż kupowanie nie-uniwersalnego garnituru ze zbyt wąskimi klapami). Jeśli komuś bardzo zależy, można nawet pójść w ekstrawagancki ekstremizm i w ogóle zrezygnować z klap...

Sytuacja jest o tyle istotna, że ludzie często udają się do sklepu i chcą kupić uniwersalny garnitur, który posłuży im na lata i do wielu sytuacji. Ten garnitur nie posłuży do wielu sytuacji, bo jest bardziej casualowy. Nie posłuży również na lata, bo wąskie klapy czeka w najbliższych latach śmierć taka sama jak po latach 60. XX wieku. Wprawdzie jak widać nie bywa to śmierć ostateczna, bo moda kiedyś wraca, ale czy rzeczywiście chcemy kupować za duże pieniądze męskie stroje, które są poddane takim samym trendom jak stroje damskie?

Jeśli kupujemy garnitur, to najlepiej taki, który można bez skrępowania założyć w latach 30, 40, 50, 60, 70, 80, 90 i w 21 wieku. Garnitur, który nie ma zbyt wąskich klap, ani zbyt szerokich klap (jak w latach 70). Garnitur, który nie ma zbyt długiej marynarki, ani zbyt krótkiej. Garnitur, który ma właściwe proporcje i odpowiednio podkreśla zalety naszej sylwetki.

Z tego powodu muszę niestety przeciwko powszechności wąskich klap zaprotestować. Naturalnie nie miałbym nic przeciwko, gdyby Vistula potraktowała te modele tylko jako część asortymentu. Niestety to podejście dominuje w większości produktów garniturowych. Zupełnie niepotrzebnie. Jak zwrócił mi uwagę, Mr. Vintage, jest to podążanie za światowymi projektantami.

Tylko dlaczego mężczyzna ma podążać za jakimikolwiek trendami? Moda mija, styl pozostaje.

niedziela, 23 grudnia 2012

Co na głowę w zimie?

Klasyczna elegancja wymaga często wielu wyrzeczeń. Dbanie o swój wygląd pochłania czas, środki, a czasami jest po prostu uciążliwe. Najbardziej jest to widoczne w okresach wielkich upałów i mroźnych zim. W zimie problem jest szczególnie uciążliwy dla głowy i ładnych butów. W drugim wypadku inwencja ludzka szybko rozwiązała problem. Z głową jednak problem wydaje się do dziś nierozwiązany.

Co elegancki mężczyzna ma założyć na głowę, gdy na dworze mróz i pada śnieg? To znaczy: co na głowę, gdy trzeba zakryć uszy i zwykły kapelusz nie wystarczy?

Otóż wydaję mi się, że mam pewne rozwiązanie dla eleganckich panów, ale najpierw dwa słowa o trzech rozwiązaniach stosowanych najczęściej.

1. Rozwiązanie najprostsze, czyli ciepła zimowa czapka. Wygląda mało atrakcyjnie, szczególnie jeśli zakładamy garnitur, eleganckie buty i elegancki płaszcz. Nie ma to zbyt wiele wspólnego z klasyczną elegancją, ale nie należy takiego rozwiązania krytykować. W głowę musi być ciepło. Niewątpliwie schodzimy w tym wypadku z elegancją, ale mądry mężczyzna musi być przede wszystkim rozsądny i dbać o swoje zdrowie. Pod względem estetyki to rozwiązanie jest dalekie od doskonałości, ale przynajmniej spełnia się tu podstawowy wymóg ubioru w zimie, o którym zapominać nie wolno: trzymanie ciepła.

2. Rozwiązanie bardziej eleganckie, ale raczej każualowe: kaszkiet z nausznikami. Plus jest w zasadzie jeden - jest bardziej elegancki od czapki. Na tym jednakże plusy się kończą. Kaszkiet nie jest eleganckim nakryciem głowy (i do tego przegrywa konkurencję, jeśli chodzi o trzymanie ciepła). Jest po prostu elegantszym od tych powszechnych na polskich ulicach. We współczesnym świecie całkowicie zrozumiale jest jego noszenie. A jeszcze bardziej zrozumiałe jest posiadanie w nim schowanych nauszników, które mogą służyć, gdy temperatura spadnie poniżej zera. Nie wygląda to zbyt ciekawie, ale pamiętajmy, że dżentelmen ubiera się przede wszystkim mądrze, czyli chroni swoje ciało przed mrozem. Oto przykładowy model (Bugatti):



Kaszkiet ma swój styl i charakter. Niestety nieuchronnie traci go w momencie założenia nauszników (tutaj są ukrywane na zewnątrz, ale są też oczywiście modele z nausznikami wewnątrz). Jednakże kiedy przychodzi minus 10, wyjścia nie ma. Uszy trzeba chronić, więc nauszniki koniecznie idą w dół. Wyglądamy znacznie gorzej, ale jest nam cieplej, a uszy nie robią się czerwone.

3. Rozwiązanie bardziej eleganckie, ale kojarzone ze specyficznymi wschodnimi kręgami kulturowymi, czyli rosyjska uszatka. Zapięta wygląda nawet ciekawie. Rozpięta już mniej (ze strony http://pl.ioffer.com):




Naturalnie czarna byłaby lepsza. Uszanka ładniej wygląda, gdy nauszniki są u góry. Kiedy przychodzi mróz, podobnie jak z kaszkietem - nie ma wyjścia, trzeba chronić uszy.
Oto Sean Connery w uszatce w jednym z filmów (my jeśli się decydujemy, bierzemy uszatkę bez znaczka...):




4. I wreszcie rozwiązanie ostatnie. Rozwiązanie dla tych, którzy nie lubią kompromisów i uwielbiają podstawowy atrybut męskiego eleganckiego stroju: kapelusze. I nie zaakceptują substytutów w postaci czapek, uszatych, kaszkietowych, czy narciarskich. Niezależny, odważny, wolny i przebojowy mężczyzna nosi kapelusz.

Dlaczego?

Oto Harrison Ford w dwóch różnych wersjach. Dwa zdjęcia w czapce, a następnie dwa w kapeluszu (homburgu i fedorze):






Mógłbym od razu wkleić zdjęcie Indiany Jonesa i zakończyć dyskusję, ale to byłoby pójście na łatwiznę. Kapelusz jest niepodważalną klasyką mody męskiej i mimo iż trochę ekscentryczny, to jednak można go bez problemów nosić we współczesnym świecie.

Oczywiście łatwo powiedzieć, ale jak rozwiązać sprawę mrozu, śniegu, deszczu? Wiele kapeluszy potrafi przyzwoicie trzymać ciepło i być w miarę dobrze impregnowanych. Co jednak jeśli warunki stają się autentycznie ekstremalne?

Sam borykałem się z tym problemem, aż jakiś czas temu odkryłem firmę kanadyjską Tilley, która produkuje kapelusze przeznaczone do warunków ekstremalnych (w końcu Kanada - było mi o tyle łatwo, że w przeciwieństwie do wielu Polaków miałem bliżej do tego kraju). Wykonane są ze świetnego materiału, który dobrze trzyma ciepło (głównie wełna), jest wodoodporny, wiatroodporny, a do tego ma schowane nauszniki, co jest zjawiskiem bardzo rzadkim w przypadku kapeluszy. Do tego kapelusz ma dożywotnią gwarancję. Jeśli coś się z nim stanie, odsyłamy i dostajemy od firmy nowy. Godna postawa ze strony Tilleya, która sprawia, że kapelusz jest warty swojej ceny (około 100 dolarów).

Mam na myśli dwa konkretne modele. Jeden cieplejszy, choć mniej elegancki TW2 i drugi trochę mniej ciepły, ale bardziej elegancki TTW2 (ten drugi spokojnie jednak sprawdzi się w warunkach polskiej zimy). Kolejno obydwa kapelusze (ze strony Tilleya):




Niewątpliwie mają trochę charakter sportowy. Nie jest to homburg, nie jest to melonik, ani nawet fedora. Jest to jednak kapelusz, który można założyć do eleganckiego płaszcza, kiedy na dworze minus 10 stopni, a z nieba leje się bez opamiętania woda i spada śnieg. Kapelusz jest arcywytrzymały i przeznaczony na takie warunki. Poniżej zdjęcia ze strony Tilleya na Facebooku, które przesłali prywatni użytkownicy kapelusza w skrajnych warunkach (David Randall i Ala Billyyeald; https://www.facebook.com/TilleyEndurables):




Jeśli chodzi o funkcjonalność, to ten kapelusz zostawia daleko w tyle niektóre tradycyjne czapki narciarskie. Ma taki charakter, że bez skrępowania można go nosić nawet do stroju sportowego (co widać na zdjęciach).

Oto link do filmu z recenzją na youtubie, gdzie autor pokazuje jak wygląda kapelusz z opuszczonymi nausznikami. Nie jest tak źle. Wprawdzie dalej wygląda to trochę specyficznie, ale lepiej niż czapka narciarska, kaszkiet z nausznikami, czy uszatka z opuszczonymi nausznikami. To jest produkt dla tych, którzy w męskim stylu nie lubią kompromisów. Myślę, że idąc do opery w sypiącym śniegu i minus 10 stopniach, mając na sobie dyplomantkę (pod którą skrywamy smoking), możemy bez przeszkód założyć taki kapelusz na głowę.

Być może mój wpis brzmi za bardzo jak reklama, ale czuję, że muszę spłacić swój dług wobec Tilleya i powiedzieć innym o tym, jak jakiś czas temu ta firma poratowała moje "widzi mi się" i dostarczyła jakże rzadkiego produktu: kapelusza na ekstremalną zimę.

Zwłaszcza, że często słyszę pytania niektórych o to, co zakładać na głowę w zimie, żeby jednocześnie wyglądać chociaż trochę w zgodzie z klasyką. Oto i rozwiązanie.

środa, 19 grudnia 2012

Buty na studniówkę i nie tylko

Najlepsze buty, które może sobie sprawić elegancki mężczyzna, to buty czarne. Czarne, ponieważ są kolorystycznie uniwersalne. Ani brązowe, ani burgundy, ani inne takie nie będą. Dlatego zdecydowanie powinniśmy iść w stronę czerni. Który model jednak wybrać?
Najlepsze będą klasyczne oxfordy, czyli w Polsce nie do końca szczęśliwie nazywane "wiedenki". Wyglądają tak (www.ctshirts.co.uk):



Mają trochę szwów, ale wszystkie elementy są zszyte w jedną całość Przyszwa ze sznurówkami nie jest nałożona, tylko złączona z resztą.

Zastosowanie:
- Garnitury na każdą okazję (powszechne, trzyczęściowe, dwurzędowe)
- Zestawy kombinowane (inne spodnie niż marynarka, nawet bez krawata)
- Zestawy casualowe (nawet do dżinsów)
- Także do strojów formalnych i półformalnych (do żakietu, strollera i smokingu).

Dlatego trudno wyobrazić sobie buty, które miałyby szersze zastosowanie. Niektórzy mogą oponować, że do dżinsów nie pasują za bardzo, ale można z tym polemizować. Co więcej, będzie to oponowanie bardzo miękkie. Koszula z kołnierzem, niebieski sweter, tradycyjne dżinsy i do tego czarne wiedenki to ładny strój. Buty będą wyglądać bardzo elegancko w porównaniu do reszty, ale nie będą się ze strojem kłócić.

Dlatego gorąco zachęcam, żeby takie buty kupować (choć w Polsce niezwykle ciężko jest znaleźć).

Druga opcja to buty bez szwów, jednolite. Tak zwane "lotniki" (www.ctshirts.co.uk):


Jednolite, ale dużo bardziej swobodne od oxfordów. Niektórzy są wielkimi fanami tych butów. W porównaniu do oxfordów mają mniejsze zastosowanie. Nie zakładamy ich na bardzo uroczyste okazje, nie pasują również do strojów formalnych. Są za to ciekawym akcentem do zestawów bardziej swobodnych, są bowiem bardzo "dandysowe".
Odróżniają się jednym istotnym elementem od "wiedenek": krzyczą głośno o swojej obecności i domagają się uwagi. Pod tym względem wiedenki wydają się lepsze - doskonale zdają sobie sprawę ze swojej wartości i gracji, wiec nie muszą na siłę zabiegać o uwagę obserwatorów.

Zastosowanie:
- Garnitury w trochę swobodniejszych sytuacjach
- Zestawy kombinowane
- Zestawy casualowe

Trzecia opcja to tak zwane derby, nazywane w Polsce "angielkami". W odróżnieniu od oxfordów mają nakładaną część ze sznurówkami. Wyglądają tak (model Herring):


Bardzo podobnie do oxfordów, ale dodatkowo nakładana warstwa ze sznurówkami robi różnicę. Obniża to formalność buta, aczkolwiek nie tak bardzo jak w przypadku lotników. Są również dzięki temu trochę praktyczniejsze w ich nakładaniu i trzymaniu nogi. W przeciwieństwie do oxfordów łatwiej je czasami dostać w polskich sklepach.

Zastosowanie:
- Garnitury (także w formalniejszych sytuacjach, na przykład można je założyć bez skrępowania na ślub)
- Zestawy kombinowane
- Zestawy casualowe
- Wg jednego źródła w Austrii można je było zakładać do żakietu (http://www.morningdressguide.com/)

Czwarta opcja to tak zwane brogues, czyli buty z wzorkami. Bywają urocze, są zdecydowanie bardziej casualowe i obniżają rangę stroju. Wyglądają tak (model Allen Edmonds):

Zastosowanie:
- Garnitury w mniej formalnych sytuacjach
- Zestawy kombinowane
- Zestawy casualowe

Nie należy tych butów zakładać do strojów formalnych. Nawet jeśli ten błąd popełnia przyszły następca tronu brytyjskiego:


Książe William niestety założył brogues do smokingu, co jest nienajlepszym pomysłem. Jego Ojciec podszedł do sprawy poważnie i założył właściwsze buty, czółenka (choć ja osobiście je odradzam, czarne piękne wypolerowane oxfordy będą bardziej męskie). Przy okazji: na zdjęciu widać mankiet księcia Karola, w którym miejsce na spinkę jest specjalnie przesunięte do przodu, żeby ją eksponować (więcej pisałem we wcześniejszym wpisie o mankietach).

Warto pamiętać, że broguesy nie jedno mają imię. Po pierwsze wzorki mogą być nałożone na model buta oxford, albo derby. Na powyższy zdjęciu mamy oxfordy z wzorkami. Tak natomiast wyglądałby broguesy na modelu derby (model Allen Edmonds):


I jeszcze jedna istotna rzecz. Brogues mogą mieć mniej lub więcej wzorków. Im mniej wzorków, tym bliżej im do bardziej formalnych butów. Na przykład tak wyglądają ćwiartkowe brogues na modelu oxford (model Allen Edmonds):


Wzorek jest bardzo mały i tylko na przednim szwie. Te buty są tak zbliżone do klasycznych oxfordów, że można je uznać za prawie tak dobre jak tradycyjne oxfordy. Wprawdzie dalej nie powinniśmy ich zakładać do smokingu, ale można je założyć do żakietu. Są bardziej formalne od derbów bez wzorów. Z pewnością można je założyć na ślub. Mniej się będą sprawdzać jako buty na wieczór, choć może niekoniecznie.

Które buty kupić? Oczywiście wedle uznania i rozeznania do czego nam będą potrzebne. Jeśli mamy mieć jedną parę, to zdecydowanie polecam czarne wiedenki. Przydadzą się na wiele okazji. Jeśli chcemy trochę obniżyć ich rangę, to możemy wybrać ćwiartkowe brogues oxford, albo derby (tylko po co, skoro wiedenki da się pogodzić z bardziej luźnymi strojami?).

Druga para może być swobodniejsza. Osobiście wybrałbym jakąś wersję brogues i nawet zmieniłbym kolor na burgundy. Ale to wszystko jest już sprawą bardzo indywidualną.

Na koniec jeszcze obrazki stopniowalnych brogues w różnych pomysłowych kombinacjach kolorystycznych:
Pełne brogues, full brogues (wzorki praktycznie na całym bucie) w różnych kolorach (Loake):



Połówkowe brogues, half-brogues (wzorki mniej więcej na połowie buta), piękny model burgundy z częściowo lakierowaną skórą, bardzo "dandy" (Loake Woodstock):


W moim przekonaniu ciekawsza opcja od lotników.
I ćwiartkowe brogues, quarter brogues (wzorki tylko na przednim szwie), dużo skromniejsze, ale za to w piękny brunatnym kolorze, który obniża formalność:


niedziela, 2 grudnia 2012

Cała prawda o spinkach i mankietach

Często, gdy rozważa się różne pomysły na strój ślubny, praktycznie zawsze jako kanon traktuje się koszulę na jubilerskie spinki z koniecznie widocznymi mankietami. Mankiety mają być widoczne i spięte ładnym zdobieniem, a dlaczego, to właściwie nie do końca wiadomo.

W rzeczywistości ani jedno, ani drugie, nie jest tak naprawdę konieczne, a mówię to z pozycji gorącego zwolennika zarówno spinek jubilerskich jak i widocznego mankietu. Jednakże to, co uważamy za lepsze i ładniejsze, nie musi zawsze oznaczać narzucanie naszego zdania innym. Kanony klasycznego męskiego stylu nie są aż tak sztywne, jak niektórzy sądzą.

Na początek dwa słowa w obronie widocznego mankietu. Dzięki temu zwrócona zostaje uwaga na dłonie. A dłonie obok twarzy to najważniejszy atrybut mężczyzny. Podstawowe narzędzie mowy pozawerbalnej, a także podstawowe narzędzie okazywania władania nad światem zewnętrznym wkoło. Dlatego warto dobierać tak długość marynarki i rękawa, żeby mankiet był widoczny. James nas gorąco do tego zachęca:




Wiele z klasycznych przewodników dla mężczyzn zachęca nas do tego, aby nosić mankiet. Czytamy nawet matematyczne rekomendacje o tym, że ma to być 1 cm, albo 1,5, albo nie więcej niż 2 cm itd. W rzeczywistości długość rękawa marynarki, podobnie jak spodni, ma być "odpowiednia". Niby uniwersalna i niewiele mówiąca odpowiedź, ale łatwo ją sprawdzić samemu się zastanawiając. Po prostu musimy popatrzeć spokojnym okiem, bez matematycznych uprzedzeń jak wygląda nasza dłoń przy ubranym stroju. I może to być takie zestawienie, że mankietu wcale nie widać, a rękaw marynarki nie jest za długi, nie wchodzi na naszą dłoń i jednocześnie nie odkrywa nadgarstka, więc nie jest za krótki.
Długość ma być odpowiednia, ot cała tajemnica.

Widoczny mankiet bynajmniej nie jest absolutną koniecznością, o czym można się przekonać oglądając stare zdjęcia elegantów. Trafiają się tacy, których mankiet jest ukryty. Można sięgnąć do zdjęć ślubów królewskich. Nie jest takich przypadków mało i nie uważano powszechnie, że schowane mankiety oznaczają złamanie jakichś kanonów.

Mówimy oczywiście o pozycji stojącej z opuszczonymi rękami. Gdy ręce zaczynają pracować rękaw koszuli zawsze wygra z marynarką i w końcu się ukaże. I z tym właśnie z kolei wiąże się poważne wyzwanie.

Jeśli komuś bardzo zależy na tym, żeby mankiet był widoczny w pozycji stojącej, to grozi mu taki o to efekt:




W sytuacji, w której ręce zaczynają pracować, cały mankiet może wyjść z rękawa i ukazać się światu. Ten widok nie jest zbyt korzystny. Ukazuje nie tylko zbyt dużo koszuli, ale ukazuje jej strukturę. Lepiej zrezygnować z widoczności mankietu w pozycji stojącej niż za cenę tej widoczności ukazywać światu przy pracy rąk cały francuski mankiet jak na zdjęciu wyżej.

Problem jest tym poważniejszy, jeśli ktoś nie tylko chce w pozycji stojącej pokazywać mankiet, ale chce żeby widoczne były spinki. W takiej sytuacji mankiet musi wyraźnie wystawać i będzie jeszcze bardziej widoczny przy ruchach ręką. Jeśli bardzo chcemy pokazywać spinki, ale jednocześnie nie pokazywać zbyt dużo koszuli, jednym z rozwiązań jest posiadanie takiej koszuli, gdzie zapięcie na mankiecie jest przesunięte do przodu, żeby spinki były szybciej widoczne. Wielkim fanem takich rozwiązań jest książę Karol (proszę pominąć kwestię specyficznego rękawa marynarki, ona nie gra tu roli):




Jak widzimy, spinka jest bardzo blisko brzegu rękawa. Zapięcie jest specjalnie niesymetryczne, żeby można było się pochwalić biżuterią. Zabieg interesujący, choć osobiście za nim nie przepadam.

Cała sprawa z mankietem jest tym większym wyzwaniem, ponieważ dużą rolę odgrywa szerokość rękawa marynarki. Im rękaw węższy, tym łatwiej będzie złapać mankiet koszuli, żeby za bardzo z rękawa nie wychodził. Z drugiej strony zbytnie usztywnienie może oznaczać, że rękaw marynarki będzie się marszczył, ponieważ to mankiet koszuli będzie wywierał na nim presję.

Co więcej... szerokość rękawa marynarki powinna być tak naprawdę dostosowana do tego, jaki mankiet nosimy. Jeśli nosimy koszulę bez szerokiego mankietu, to rękaw nie może być szeroki, ponieważ przy ruchach ręki będzie widoczna podszewka. Co również jest widokiem niekorzystnym:


(Dlatego paradoksalnie marynarka powinna być dostosowana do typu koszuli, jaką nosimy: czy z prostym, czy podwójnym mankietem).

Sprawa dobrania właściwego rękawa marynarki i mankietu to nie lada wyzwanie.

Warto również pamiętać o tym, że mankiet koszuli na spinki może być pojedynczy, nie musi być podwójny. Wtedy koszulę lżej się nosi (i wbrew pozorom nie jest mniej formalna) i do tego zmniejszony jest problem walki mankietu z rękawem marynarki.

Na koniec sprawa samych spinek. Niektórzy mężczyźni nie lubią biżuterii i starają się jej unikać. Czy zatem zmuszeni są do założenia spinek do koszuli z francuskimi mankietami na swój ślub? Bynajmniej. Jak popatrzymy na stare ilustracje mody męskiej, to będą się tam przewijać spinki węzełki, czyli najprostsze możliwe zapięcia do koszuli. Można takie nawet założyć na ślub w kolorze białym:
Na pogrzeb można na przykład założyć takie spinki w kolorze czarnym. Szczególnie, że jest to smutne wydarzenie, w trakcie którego nie należy się wyróżniać nadmiernymi dodatkami. Takie spinki mogą być wykonane z lepszego materiału, na przykład bawełny. Mogą też być wykonane z materiałów sztucznych i tym bym się nie przejmował. Skoro poliamid znajduje się w naszej bieliźnie, to nic się nie stanie, jeśli będzie go trochę w mankiecie.

Także, jeśli ktoś nie lubi pokazywać nadmiernie mankietów, ani nie lubi spinek, to może z nich zrezygnować i dalej pozostać bardzo eleganckim. Bez obaw. Mankiet u Pana Młodego może być skromnie schowany tuż pod rękawem marynarki i może być spięty takim węzełkiem (którego najprawdopodobniej i tak nie będzie widać nawet przy ruchach ręką).

Nie warto natomiast rezygnować z podwójnego francuskiego mankietu na koszuli, bo ten rzeczywiście dodaje dostojności. I przy ruchach ręką się od czasu do czasu wynurzy z rękawa marynarki.

czwartek, 22 listopada 2012

Pierwszy garnitur powinien być jednolity

Pierwszy garnitur, który kupujemy dla siebie, powinien być jednolity w jednym z trzech kolorów: granatowym, grafitowym, lub szarym (ciemne odcienie). Niezależnie od tego, jakie mamy preferencje, czy lubimy chodzić w paskach, kratkach, jasnych lub jaskrawych kolorach, pierwszy garnitur powinien być właśnie w tym kolorze. Gusta są subiektywne, ale fizyka kolorów rządzi się swoimi obiektywnymi prawami, które wyznaczają pewne ramy dla naszego oka. Miejsce popisu dla naszych preferencji powinno się zaczynać od krawata i koszuli. Epatowanie garniturem to krok dopiero na trzeci, a nawet być może na czwarty garnitur. Pierwsze dwa powinny być jednolite, najlepiej grafitowy (w przedziale do ciemnoszarego) i ciemnogranatowy. Najpierw trzeba się ustawić na linii startu, żeby potem biec do kolejnych etapów.
Z czego to wynika? Przede wszystkim jest to najbardziej praktyczne i budżetowe. Te garnitury będzie najlepiej połączyć z rozmaitymi krawatami, zwłaszcza przy białej koszuli. Po drugie, jest to dobry początek na zabawę z eleganckim strojem. Jedno z powiedzeń na temat stroju brzmi "im mniej, tym więcej". Dokładnie i skromnie dobrane szczegóły, dopasowane w stosowany sposób, sprawiają, że nie przesadzamy z zabawą oczami. Zabawa we wzory i dziwniejsze kolory garniturów to po pierwsze ryzykowna gra, po drugie wyższa szkoła jazdy, po trzecie, i tak może wzbudzać niechęć i kontrowersje niemałej części obserwatorów.
Przejdźmy jednak do rzeczy. Spójrzmy na te dwa garnitury z suitsupply.com:

 

Pierwszy z nich jest grafitowy, drugi granatowy. Ich główna przewaga polega na tym, że nie rzucają się nadmiernie w oczy dzięki temu, że są ciemne i jednolite. Można łatwo zmienić ich kompozycję. One oczyszczają przestrzeń dla koszuli i krawata.
Mało tego, taki garnitur może zadziałać jak kilka garniturów na raz. Na przykład wyobraźmy sobie, że jedziemy na trzydniowy wyjazd i chcemy zabrać ze sobą tylko jeden garnitur, który założymy trzy razy. Bierzemy grafitowy i następujące kompozycje krawatowe (z ties.com):









Do pierwszego krawata zakładamy białą koszulę. Do drugiego krawata błękitną. Do trzeciego krawata na ostatni mniej formalny dzień bardzo delikatnie różową. Jest bardzo prawdopodobne, że dzięki zmianom krawata i koszuli wywołamy taki efekt, jakbyśmy mieli więcej niż jeden garnitur. Bardzo możliwe, że ktoś zada nam pytanie "ile zabraliśmy ze sobą garniturów". Gdy do tego dodamy możliwość łączenia krawata z poszetką (albo też możliwość dekompletowania kamizelki), to nagle otwiera nam się cały wachlarz możliwości, mimo iż mamy tylko jeden strój.
Ten sam garnitur może nam posłużyć nawet na ślub z tym krawatem:
Albo jeśli zdecydujemy wybrać się na bardzo oficjalne przyjęcie z tym:



W pełni czarny krawat (oczywiście tylko i wyłącznie z białą koszulą) pozwoli nam pójść stosownie ubranym na pogrzeb.
Nie da się przecenić jednolitego garnituru. Grafitowy jest bardziej uniwersalny, ale granatowy zazwyczaj ma ciekawszy charakter, bo jest przeciwieństwem kolorystycznym naszej twarzy.
A teraz wyobraźmy sobie, że idąc za naszymi osobistymi przekonaniami kupujemy taki garnitur:



Garnitur jest bardzo ładny. Ciekawy jaśniejszy kolor, interesująca kratka. Jeden problem: takiego garnituru nie będziemy zakładać często, a w zasadzie nie powinniśmy zakładać często, ponieważ jest charakterystyczny. Zabawa krawatem i koszulą tego nie zmienią.
Nie chcielibyśmy przecież zakładać jednego konkretnego krawata nazbyt często. A taki garnitur jest jak krawat - przez kolor i wzór jest od razu rozpoznawalny, dlatego nie można go często używać. Chyba, że chcemy słyszeć uwagi "To ten ładny garnitur, co go miałeś w poniedziałek?".
Jeśli natomiast mamy na przykład jeden grafitowy jednolity i jeden granatowy jednolity, to możemy ich używać dużo częściej. Na przykład w poniedziałek i środę do pracy granatowy, a we wtorek i czwartek grafitowy. W piątek do pracy możemy ubrać się bardziej swobodnie, a w sobotę możemy wykorzystać samą granatową marynarkę na wieczorne wyjście. Dwa garnitury to trochę mało, wełna musi odpoczywać, ale przy dużych oszczędnościach możliwa jest taka minimalistyczna eksploatacja (garnitur jeden dzień odpoczywa w szafie - ważne tylko, żeby nie był "s-super", bo takie są zbyt delikatne na częste użytkowanie).
A kompozycje będziemy mogli generować bardzo rozmaite dzięki kilkunastu różnym krawatom, kilku koszulom białym, niebieskim i delikatnie różowej.
W następnej kolejności możemy się rozglądać za koszulami we wzory.
Trzeci garnitur również kupiłbym jednolity - jaśniejszy szary, choć to jest już zdecydowanie sprawa bardziej indywidualna. W grę wchodziłby również czarny, ale tego używalibyśmy raczej wieczorem, albo w pochmurne zimowe dni. Być może zdecydowalibyśmy się na jakiś mniej uniwersalny, czyli brązowy, to jest już kwestia gustu.
A pierwszy garnitur niejednolity może być we wzór biznesowy, czyli ciemny w nieszerokie i delikatne paski (granatowy lub grafitowy), ale to temat na inny post.

czwartek, 8 listopada 2012

Krawat poliestrowy a jedwabny

Ostatnio otrzymałem pytanie, dlaczego właściwie niektórzy upierają się, że krawat (lub inne wiązadło pod szyję) powinien być jedwabny, a nie poliestrowy (z mikrofibry). W końcu obydwa krawaty mogą wyglądać bardzo podobnie. Weźmy sobie następujący wzór (ze strony www.ties.com):


Wzór taki sam. Jeden krawat jest wykonany z jedwabiu, drugi z poliestru. Wiem, że niektórzy zaczną twierdzić, iż są w stanie rozpoznać po zdjęciu, ale nie dajmy się zwieść. Na samym obrazku nie jest to możliwe. Pytanie jest jednak zasadne - dlaczego mężczyzna miałby decydować się na jedwab, a nie poliester? Dla niektórych sam problem w ogóle nie istnieje, ponieważ poliester jest sztucznym materiałem, to oczywistością jest unikanie go. Jeśli dla kogoś taka argumentacja jest wystarczająca, w porządku. Dla nas to jednak za mało, żeby przekonać się do jedwabiu.

Jakie są wobec tego zalety naturalnego materiału jedwabnego nad poliestrowym? Najważniejsza zaleta to delikatność materiału. Dla ceniących sobie estetykę, już sam fakt wiązania takiego delikatnego materiału ma znaczenie przy ubieraniu się.

Z ważniejszych i praktyczniejszych aspektów, krawat jest wiązadłem umieszczanym przy szyi. Oznacza to, że dzięki delikatności materiału nasza szyja będzie się mniej pociła i niszczyła przez to kołnierzyk białej bawełnianej koszuli.

Węzły z jedwabiu mają również tendencję do dłuższego utrzymywania się w nienaruszonej formie niż śliski poliester.

Krawaty jedwabne mienią się naturalnym blaskiem. Krawaty poliestrowe wyglądają bardziej na to, czym są: na sztuczne tworzywo równomiernie pofarbowane.

Krawaty poliestrowe są wytrzymalsze, łatwiej je odplamiać, ale jednocześnie trudniej pozbyć się z nich brzydkiego zapachu, który chłoną. Krawat jedwabny, żeby zmienić jego zapach, wystarczy umieścić w łazience w trakcie gorącej kąpieli (albo w specjalnej maszynie parowej, którą można kupić do domu).

Krawaty jedwabne najczęściej są lepiej uszyte od poliestrowych (łatwo to sprawdzić trzymając krawat za cieńszą końcówkę i obserwując, czy materiał się przekręca czy opada swobodnie - jeśli się przekręca, krawat jest źle uszyty i będzie się przekręcał po zawiązaniu pod szyją). Niemniej jednak na pewno można spotkać dobrze zrobione krawaty poliestrowe i źle jedwabne.

Jak odróżnić krawat jedwabny od poliestrowego? Najlepiej nauczyć się tego porównując dwa krawaty, które mają identyczne wzory. Takie można znaleźć w sklepach Wilsoor. Powinno się coś trafić w identycznej fakturze i kolorze, a z innego materiału. To najlepszy sposób na naukę.

A dzięki badaniu zauważymy:
Krawat jedwabny jest przyjemniejszy w dotyku od poliestrowego. Dotyk palcami zazwyczaj wystarczy (na szyi i policzkach najbardziej czuć różnicę między jedwabiem a poliestrem), choć trzeba uważać, bo krawaty jedwabne często mają podszewki w poliestru (chyba że są to krawaty najwyższej jakości).
Krawat jedwabny ma w swoim wyglądzie pewne niedoskonałości, wzór nie jest do końca idealny, bo proces produkcji jedwabiu nie jest idealnie mechaniczny. To także jego zaleta i powód, dla którego mieni się bardziej naturalnie od poliestru.

Czy można wyprodukować krawat poliestrowy tak bardzo przypominający jedwab, że da się kogoś oszukać? Bardzo możliwe, chociaż osobiście przyznam, że nie miałem nigdy kłopotów z odróżnieniem. Czasami badanie "jedwabnych" krawatów może nawet wzbudzić nasze podejrzenie, czy aby na pewno jest to 100%. Już z kilkoma krawatami tak miałem.
Ostateczny idealny test to oczywiście podpalenie. Jedwab się nie topi jak poliester, a spalenie pachnie naturalnym smrodem. Naturalnie trudno o taki test, chociaż większość krawatów wymaga skrócenia (aby się dało zawiązać węzeł prosty tak, żeby końcówka krawata z tyłu nie była dłuższa od przedniej). To co zostanie ze skrócenia akurat można podpalić (bez podszewki) i upewnić się w 100%, czy to 100%.

Poliester jest bardzo pożytecznym materiałem. Nie ma powodu, by za wszelką cenę go unikać. Na pewno lepiej z niego robić spadochrony niż z jedwabiu, a eleganccy Panowie chodzący w wełnianych garniturach, bawełnianych koszulach i jedwabnych krawatach zapewne używają poliestrowych szczoteczek do czyszczenia swoich zębów. Dlatego nie demonizujmy poliestru tylko dlatego, że jest sztuczny. Zdajmy sobie jednak sprawę z tego, że krawat jedwabny ma dużą przewagę nad poliestrowym.

sobota, 13 października 2012

Jak powinien się ubrać Pan Młody?

Pora podsumować opracowania ślubne na naszym blogu i stworzyć ogólną receptę na dobrze wyglądającego Pana Młodego. Do każdego twierdzenia zamieszczam link do bardziej szczegółowego wpisu i wytłumaczenia, dlaczego tak, a nie inaczej.

Najpierw najprostsze, standaryzowane i nie wzbudzające kontrowersji. W kieszonce (brustaszy) Pan Młody umieszcza białą poszetkę (chusteczkę), ładnie złożoną. W butonierce (dziurka w klapie) umieszcza biały kwiatek. To zawsze zda egzamin.

Podobnie prosto jest w przypadku butów Pana Młodego, które muszą być czarnymi tradycyjnymi oxfordami, czyli jednolitymi sznurowanymi butami z drobnymi przeszyciami bez wzorów:



Biżuteria powinna być dyskretna, chociaż może być trochę nieskromna. Powinna ograniczać się do obrączki, spinek do koszuli, małego skromnego zegarka na rękę (na czarnym pasku), lub na łańcuszku (wtedy potrzebna kamizelka). Dopuszczalna jest ewentualnie szpilka do krawata (ale nie spinka do krawata).

Teraz przechodzimy do sprawy najczęściej najbardziej kontrowersyjnej ze względu na częsty brak właściwego rozeznania i rozpowszechnione mity. Koszula Pana Młodego (oczywiście 100% bawełny) musi być biała. Biel zawsze podnosi dostojność stroju. Przywdzianie koszuli innej niż biała sprawia, że zestaw zawsze stanie się mniej elegancki i mniej formalny.

Nie. Biała koszula nie będzie się gryzła z suknią ecru. Zmuszanie Pana Młodego do rezygnacji z białej koszuli, to zmuszanie go do rezygnacji z elegancji.
Jedynym wyjątkiem jest założenie koszuli winchesterowskiej, ale po pierwsze, ta raczej powinna być założona do czegoś bardziej formalnego niż zwykły garnitur, a po drugie i tak moim zdaniem wygląda gorzej niż cała koszula w bieli.

Pan Młody nie musi na siłę być dopasowany do Panny Młodej. Przede wszystkim ma wyglądać elegancko.

Na ślub Pan Młody zakłada krawat. Ponieważ ma najlepszy kształt ze wszystkich wiązadeł. Jest akuratny geometrycznie do funkcji, jaką spełnia, czyli ekspozycji twarzy. W pewnych bardzo szczególnych warunkach można założyć prawdziwą muchę, chociaż osobiście raczej to odradzam. Z innych wiązadeł wchodzi w rachubę tylko plastron, ale ten jest raczej zarezerwowany na bardzo formalny ubiór (żakiet, o którym niżej). A nawet i do tego stroju polecałbym krawat.

Kolorystycznie najlepsze krawaty są srebrne i granatowe. Z punktu widzenia fizyki tłumaczę o tym trochę we wpisie o kolorze barw. Ponieważ szarość (srebro, stal) jest neutralna, a granat jest kolorem uzupełniającym do pigmentu skóry człowieka. Jeśli decydujemy się na inne kolory, to powinny być pastelowe.

We wpisie o kolorach od razu wyjawiam trochę, dlaczego należy unikać koszuli ecru i brązowych garniturów. Ponieważ te kolory powstają z tego samego koloru, który odznacza się na naszej skórze, wobec czego konkurują z nim i przez to odwracają uwagę od najważniejszego, czyli Pana Młodego.

Mając za sobą sprawę koszuli, butów, biżuterii, pozostaje najważniejsze, czyli strój.

Najlepszy strój męski to smoking. Niestety nie zakładamy go na ślub. Dlaczego to najlepszy strój męski i dlaczego go nie zakładamy na ślub, wyjaśniam w tym wpisie. Ponieważ jest to strój galowy i wieczorowy, nieprzeznaczony na śluby kościelne (szczególnie te kiedy świeci słońce). Wieczorowy jest również frak wieczorowy (jak sama nazwa wskazuje), więc i z niego musimy zrezygnować.

Opcje są następujące:

1. Najbardziej formalny może być odpowiednik fraka, czyli żakiet (frak dzienny, nazywany nieraz w Polsce brzydko "jaskółką"). Nie będę nikomu go polecał, ponieważ jest to opcja droga i lekko nazbyt tradycyjna jak na realia polskie (co innego w Anglii). W dodatku jest to opcja podwójnie droga, gdyż trzeba ten strój zmienić wieczorem (w trakcie wesela), ponieważ żakietu nie nosi się wieczorem. Choć, jeśli ktoś bardzo chce, to będę gorąco zachęcał do założenia żakietu. Nikogo jednak do tego przekonywać nie zamierzam.




2. Opcja druga, którą bardzo polecam, to stroller. Ciemna marynarka, kamizelka szara lub płowożółta, oraz spodnie czarno-szare w paski (tak zwane spodnie sztuczkowe). Całość kopiująca żakiet, ale o niższym stopniu formalności. Przede wszystkim działa to wyśmienicie w świetle słonecznym za dnia. Aż dziw bierze, że ta opcja (w skali formalności wyżej od garnituru) jest tak rzadko stosowana w Polsce. A zapewniam, że działa. Sugeruję poeksperymentowanie.
W trakcie wesela Pan Młody powinien zmienić spodnie (na te jednolite pasujące do marynarki; i może też zdjąć kamizelkę).



3. Wreszcie opcja trzecia, czyli garnitur. Tutaj mamy również wachlarz możliwości.

Może to być bowiem "zwykły" garnitur, a więc jednorzędowy dwuczęściowy. Możemy trochę podnieść jego formalność i założyć garnitur dwurzędowy, lub garnitur trzyczęściowy. W ostateczności można dodać do niego zdekompletowaną kamizelkę, ale z tym wariantem bardzo proszę, ostrożnie. Najlepiej z niego zrezygnować, bo więcej w nim niebezpieczeństw niż szans na podniesienie elegancji. Jeśli już, to kamizelka powinna być z dobrego, eleganckiego, niepołyskującego materiału (wełna, jedwab, len) i bez wzorów (jeszcze nigdy nie widziałem dobrej kombinacji z wzorami).

Za kamizelką (najlepiej w kolorze garnituru, lub w kombinacji stroller) stoi wiele argumentów, między innymi ten, że zawsze zasłania okolice pasa i nie pozwala na zbyt duże pokazywanie koszuli (które obniża formalność stroju). Jeden argument przeciw to minus, że jest to kolejna warstwa na wierzch, która zwiększa temperaturę, choć raczej jest to argument za tym, żeby kamizelka była z lekkiego materiału (jedwab, len) i była bez pleców (marynarki i tak nam nie wolno zdejmować), lub z podszewką z tyłu pleców.
Do kamizelki zakładamy szelki na guziki.
Bez kamizelki zakładamy szelki (wtedy usuwamy u krawca szlufki) albo pasek. Ten czarny (w kolorze butów) i bez ozdobnych sprzączek.

Garnitur musi oczywiście dobrze leżeć (nie wisieć). Trzeba się liczyć z tym, że prawie każdy kupiony z wieszaka garnitur wymaga jakiś poprawek krawieckich.

Garnitur powinien być jednolity w kolorze szarym, granatowym lub grafitowym (czerń to ostateczność).


 

 

Zamknięte klapy dodają elegancji i formalności.


Pan Młody powinien wybrać którąś z powyżej opisanych kombinacji stroju i kolorystyki wedle własnego uznania (te ilustracje powyżej nie są do końca ślubne).

Na koniec lekkie wytchnienie - jeśli ktoś ubrał się inaczej, lub zamierza ubrać się inaczej na ślub niż opisałem to powyżej, to proszę się nazbyt nie przejmować. W ostatecznym rozrachunku najważniejsze jest i tak co innego, a prawdziwe piękno nie pochodzi z gramatury wełny, błysku jedwabiu, czy jakości skóry na bucie. Dlatego dobrze mieć właściwą perspektywę i potraktować powyższe uwagi jako przyjemność, którą można umilić sobie życie i z której rezygnacja nam w dobrym życiu nie zaszkodzi.



Nota budżetowa. Jako dodatek proponuję kilka słów o wydatkach, bo wiem, że dla wielu są rzeczą istotną. Wygląd wnętrza portfela jest bardzo ważny, szczególnie dla późniejszego małżeńskiego pożycia i życia rodzinnego.

Buty. Niezwykle ciężko dostać w Polsce czarne oxfordy. Jeśli się zdarzają, to w bardziej "ekskluzywnych" sklepach po tysiąc złotych i cena ta niekoniecznie odzwierciedla jakość. Choć przy butach należy pamiętać, że mężczyzna powinien liczyć się, że stanowią przynajmniej jedną trzecią budżetu ubraniowego. I należy o nie dbać (odpowiednimi kosmetykami).
Czarne oxfordy polecam kupić przez Internet za granicą. Na przecenach i znośnej jakości można dostać za 300 złotych, jeśli przeszukuje się sieć przez tygodnie i miesiące.
Za cenę ponad 600 złotych można już dostać naprawdę dobre buty, które będą służyć długimi latami przy odpowiednim dbaniu. Za cenę ponad 1300 złotych dostaniemy już buty, które będziemy mogli zostawić swojemu synowi. Pod warunkiem, że wiemy, które firmy są dobre i nie wydamy takiej kwoty na buty w jednej z polskich galerii bez odpowiedniego dokształcenia się w temacie. W wypadku butów radzę pamiętać o słynnym powiedzeniu, że tanie jest drogie (tanie buty szybko wyrzucimy do kosza, dobre porządne powinny przetrwać naście, lub dziesiąt lat).

Białą poszetkę dostaniemy za kilkadziesiąt złotych w zależności od miejsca, materiału i przeceny. Najtaniej chyba będzie kupić kawałek białego materiału i poprosić niedrogiego krawca/krawcową o ładnie obszycie.

Spinki. W zależności od materiału. Minimalistycznie będą kosztować kilkadziesiąt złotych, jeśli będą ze stali szlachetnej. Srebro kosztuje niewiele więcej, choć łatwo się brudzi. Złoto (białe i żółte) będzie kosztować już kilkaset złotych. Kamienie na spinkach będą raczej podnosić ich cenę.

Koszula. Kupienie zgrabnej białej koszuli z bawełny na spinki za 80 złotych to znakomity interes. Polecam taliowaną. Gdy ma się czas, można dostać na rozmaitych przecenach w okolicach 120-130 złotych naprawdę przyjemnej jakości. Najwyższej jakości będą rzecz jasna jeszcze droższe. Od ponad 300 złotych zaczynają się koszule dopasowane (made-to-measure), w sumie lepsze rozmiarowo choć z tą usługą trzeba uważać. Czasami to dopasowanie wcale nie polega na przymiarce, a bardziej na usłyszeniu rozmiaru kołnierzyka i wzrostu, a następnie przyniesieniu już gotowej koszuli. To słabe dopasowanie.

Krawat. Ponieważ to produkt bardzo rozpowszechniony, to łatwiej będzie znaleźć promocje z nim związane. Może się nawet zdarzyć tak, że kupimy świetny krawat (musi być jedwabny) za 40 złotych. Raczej trzeba się liczyć z tym, że na promocjach znajdziemy ciekawe krawaty od 80 złotych w górę. Wybierając bez stresu ten, który nam najbardziej pasuje i którego nie chcemy szukać nieustannie, trzeba się liczyć z wydatkiem ponad 100 złotych.

Strój. Żakiet będzie kosztował kilka tysięcy złotych, więc nawet się nie rozpisuję na ten temat (poza tym trzeba wyłożyć pieniądze na drugi strój na wesele).

Stroller będzie kosztował tyle co garnitur dwuczęściowy, a do tego kamizelka i spodnie szaro-czarne w paski (sztuczkowe). Takie spodnie trudno dostać w Polsce, a nawet trudno dostać materiał na nie. Prawdziwa wełna na nie będzie kosztowała kilkaset złotych. Za około 300 złotych można dostać takie spodnie przez internet. Kamizelkę najlepiej uszyć z ładnej wełny, lub mieszanki z jedwabiem u jednego z niedrogich polskich krawców. Całość wydatku na kamizelkę może się zamknąć w 300 złotych (i za tyle można kupić przez internet).

Garnitur dwurzędowy będzie bardzo ciężko dostać. Garnitur trzyczęściowy będzie trudno dostać. Z tego względu, że to produkty rzadkie, ich cena pewnie będzie większa. No i ich produkcja kosztuje więcej (więcej pracy i materiałów).

Garnitur powinien być w całości z wełny (wcale nie musi być "s super coś tam", bo wbrew twierdzeniom włoskich marketingowców ten się najczęściej bardziej gniecie), lepiej unikać domieszek ze sztucznymi materiałami (chyba, że czyjaś sytuacja budżetowa jest naprawdę tak napięta, że musi oszczędzać), gdyż wyglądają gorzej i są gorsze dla ciała. Za około tysiąca złotych można dostać interesujące ładne garnitury. Szczególnie na przecenach, których lepiej wypatrywać z wielomiesięcznym wyprzedzeniem. Mając w kieszeni 1600 złotych możemy spokojnie rozglądać się za czymś lepszym. Garnitur dobrze wyprodukowany z dobrego materiału za 700 złotych jest dobrą okazją. Jeśli widzimy taki garnitur za 500 złotych, lub za 400 złotych (widziałem ostatnio), to prawie trafiliśmy czwórkę w totka. Bierzemy, nawet jeśli nie założymy na ślub.

W okolicach 2 tysięcy złotych (czasami poniżej) można już otrzymać od firm usługi made-to-measure, czyli dopasowanie garniturów do indywidualnych wymiarów. Ale podobnie jak z koszulami należy uważać.

Powyżej 2 tysiąca złotych możemy rozglądać się za dobrym krawcem i prawdziwym szyciem na miarę (bespoke), choć nie w Warszawie (tu najlepsi krawcy kosztują od 3-4 tysięcy, najlepszy jeszcze parę tysięcy więcej). Do tego trzeba doliczyć materiały. Koszt przynajmniej od stukilkudziesięciu złotych za metr materiału, choć w zasadzie to jeszcze więcej (na dwuczęściowy jednorzędowy potrzeba przynajmniej około trzech metrów). Polecam tkaniny niepolskie. Też można znaleźć przez internet na niektórych stronach sprzedawców (również można wypatrywać przecen).

Przy dużej ilości czasu i odrobinie szczęścia Pana Młodego można ubrać w sumie nawet za tysiąc złotych. Choć to naprawdę bardzo trudne. Budżet większy o przynajmniej kilkaset złotych da nam więcej swobody i oddechu.

środa, 10 października 2012

Kolor garnituru na ślub

Z kolorów do wyboru na ślub mamy 3, a w zasadzie 3,5. Zobrazujemy je sobie na przykładzie jednorzędowych garniturów dwuczęściowych, dwurzędowych i trzyczęściowych jednorzędowych.

We wpisie o kole barw mówiłem o tym, że mamy 3 uniwersalne kolory, które będą pasowały do każdej cery i zawsze się sprawdzą: czerń, szarość i granat. Granat, ponieważ jest najzimniejszy, więc jest zawsze uzupełniający wobec pigmentu skóry. Szary, ponieważ powstaje zawsze ze zmieszania uzupełniających kolorów. Czarny, ponieważ tak jak biały w koszuli, jest neutralny.

Czarny kolor jednak traktuję jako ową połówkę koloru. Jest poprawny, ale trzeba pamiętać, że przegrywa ze słońcem (dlatego jest świetnym kolorem wieczorowym i doskonale pasuje do światła sztucznego, więcej o tym pisałem w przypadku smokingu). W słońcu czerń wygląda blado, a wkoło jest dużo więcej kolorów. Dlatego obok granatu i szarości lepszy będzie grafit, który jest drogą pośrodku między czernią a szarością. Poza tym kolory dobieramy nie tylko pod kątem koła barw, ale także pod kątem ich jasności. Za dnia kolory są bardzo jasne, a czerń jest... ciemna. Nie wygrywa z kolorami wkoło, a do tego tłamsi naszą twarz. Lepszy w tym wypadku będzie grafit.

Oto przykładowe trzyczęściowe garnitury (ze strony http://www.indochino.com/). Kolejno grafitowy, czarny, granatowy, szary:


 

 

A teraz ujęcia z bliska:

























Piękne zestawy. Nad kolorami krawata (szczególnie tym fioletowymi można popracować). I nad szerokością również. Ze spinki trzeba zrezygnować.

Teraz pora na opcje jednorzędowe dwuczęściowe (te same ale bez kamizelki):

 

 

Klapy mogłyby być szersze (i najlepiej zamknięte). Dzięki temu całość byłaby bardziej dostojna.

Na koniec opcje dwurzędowe:





Czerni ze względu na słońce bym unikał. Przy słońcu nasza twarz jest bardzo jasna. A czerń jest na krańcu jasności kolorystycznej. Lepiej gra z kolorami mniej jasnymi, na przykład twarzą wieczorem, a nie za dnia.

Oczywiście nie wszystkie powyższe kombinacje są ślubne, gdyż krawat nie zawsze pasuje na ślub, a koszula nie zawsze jest biała (a na ślub ma być biała niezależnie od koloru sukni Panny Młodej).

Szarość jest kolorem najbardziej uniwersalnym, ponieważ zawsze utemperuje każdy kolor (chyba że ten kolor jest bardzo ciemny). Poza tym szary garnitur jest zawsze na każdą okazję. Przy umiejętnym dobraniu krawata może być na wesele, pogrzeb, spotkanie biznesowe, strój do pracy.

Czy dopuszczalne są inne kolory? Odradzam. Za zwyczajem stoi analiza świetlna. Na przykład brązowy garnitur odpada, ponieważ na kole barw brąz jest kolorem, który powstaje z pomarańczowego, a więc z koloru naszej skóry, czyli z nią konkuruje kolorystycznie. Dlatego brąz jest kolorem nieformalnym (a do tego historycznie jest kolorem wsi). Na dodatek brąz jest symbolem przemijania i jesieni, co nie pasuje za bardzo do ślubu.

Jasne kolory garniturów jak biel i krem eliminujemy, ponieważ biała ma być koszula (emanacja twarzy). Krem zresztą jest podwójnie grzeszny, bo nie dość, że jest jasny i niszczy emanację twarzy, to na dodatek kradnie pigment ze skóry.

Garnitur musi być bez wzorów, aby nie odciągać od twarzy. Paski potrafią być bardzo gustowne, ale do kroju biznesowego, gdy paski tworzą wizerunek człowieka w biegu.

Czasami garnitury mają ciekawą tkaninę i nie do końca możemy stwierdzić, czy kolor jest dalej grafitowy, czy bardziej szary, a może bardziej niebieski, czy nawet ciemnoczekoladowy etc. (z tym ostatnim trzeba uważać, żeby nie zbliżył się do brązowego). To czy konkretna wersja jest elegancka i dostojna zależy już oczywiście od naszego umiejętnego wyczucia. Takie kombinacje są jak najbardziej dopuszczalne.

Nie muszę nikomu chyba tłumaczyć, że zielone i fioletowe garnitury są wykluczone, chyba, że chcemy być następcą Heatha Ledgera.

Pamiętajmy tylko o tym, żeby ciemne kolory szarości, grafitu i granatu były naszym kompasem, którego nigdy nie tracimy z oczu. Wtedy na pewno nie zginiemy.